środa, 10 września 2014

Informacja

          Opowiadanie piszę dla siebie i stwierdziłam, że nie będe publikować akurat tego. Jaki jest powód? Dużo poprawek ostatnimi czasy w treści, a nie chce mi się od pierwszego rozdziału poprawiać wszystko na blogu bo dużo z tym roboty. Inne opowiadania będą publikowane normalnie, więc nie musicie się martwić o moją twórczość. Jeśli będziecie chcieli poznać dalsze losy bohaterów to wejdźcie w zakładkę TWÓRCZOŚĆ która przekieruje was na stronie o mojej twórczości. Tam zdobędziecie wszystkie informacje na temat zgłoszenia do wysyłania dalszych rozdziałów. Przepraszam za komplikacje, ale musicie rozumieć, że mam mało czasu na pisanie nowych rozdziałów, a wolałabym udoskonalić wcześniejsze.
           Miłego dnia, moje pijaweczki!

piątek, 5 września 2014

10. Gaja

Cześć. 
U mnie nie najlepiej, więc nie będzie wprowadzenia.
Miłego czytania. 



          Z impetem otworzyła drzwi do sypialni blondynki. Nie zdenerwowała się, nawet nie oderwała głowy od lektury, którą była książka Abigail Gibbs "Kolacja z wampirem". Wampirza córka Kronosa i Gai czytała książkę romans dla młodzieży o wampirach. Płakała. Z jej oczu wylewały się jasnoróżowe, błyszczące drzwi, ale gdy ujrzała w drzwiach Claudię, starła je. Spojrzała na nią zielonymi oczami i uniosła brwi do góry. Nie często brunetka przychodzi od jej sypialni i zakłóca jej spokój. 
- Wiedziałaś, że spalą ludzi z bezpieczeństwa ochrony na Trafalgar Squere?- spytała niepewnie. Bała się, że to właśnie jedno o jej przykrych doświadczeniach, o których wspominał jej Oscar. Uśmiechnęła się kpiąco i przewertowała kartki na sam początek. Który raz czytała tą książkę? 
- Praktycznie sama zapaliłam zapałkę.
          Nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Sądziła, że zacznie mówić o sobie i wtedy dowie się jej największego sekretu. Każdy go znał, każdy w zamku, aby nie Claudia. A przecież coraz bliżej jest z Lottie i nie są już wrogami. Bynajmniej tak jej się zdawało. 
- Tam była twoja rodzina. Ot tak ich wystawiłaś?- w jej głosie było słychać niedowierzanie i oskarżenie. Ponownie uśmiechnęła się, ale nie był to szczery uśmiech. Raczej grymas, przepełniony bólem. Zamknęła książkę i ześlizgnęła się  z fioletowej pościeli. 
- Bez mrugnięcia okiem.
          Serce Claudii zabiło mocniej o dwie tony. Myślała, że Lottie ma w sobie coś z człowieka, że jest inna. Że ma serce. Ale wszystko temu przeczy. Jej zachowanie w tym momencie. Wydawała się wrażliwą dziewczyną, nie patrzyła na nią jak na znienawidzonego wampira. Ale nie miała siły zaczynać wszystkiego od pierwszego stopnia, czyli nienawiści i złości. Spojrzała na nią  z żalem i niedowierzaniem.
- Dlaczego?
- Bo to nie była moja rodzina. Nigdy. Gdy dowiedzieli się o moim przeznaczeniu chcieli mnie zabić. Własna matka wcisnęła ojcu nóż do ręki. Nie miałam wyboru, Claudia. Nic nie mogłam zrobić.- schowała książkę do wielkiej biblioteki w kolorze ciemnego różu. Jeszcze nigdy wcześniej nie była w pokoju Lottie, który był identyczny jak pokój typowej nastolatki.
         Fiołkowe ściany i biały sufit, a podłoga wyłożona była białymi panelami, które idealnie współgrały z ścianą. Miała jedno wielkie okno, z wyjściem na dach. Opowiadała jej kiedyś, że tam właśnie najczęściej spędza czas, że to jest jej małe niebo. Jej mały Olimp. Do tego było dużo mniejszych okien z białymi zasłonkami, które nigdy nie były zasłonięte. Mogła wychodzić w dzień na słońce kiedy tylko chciała, to zaleta bycia nieśmiertelnym. Wielkie łóżko w mocno fioletowym kolorze stało na środku pokoju, więc było je widać zaraz po wejściu. Pudroworóżowe biurko z laptopem i płytami, wielka szafa i mniejsze szafki. Pod jednym   z okien stało pianino, a w kącie sztaluga z farbami. Istny raj, jeśli jest się księżniczką i nastolatką w wieku piętnastu lat. Bo tyle ma Lottie. Już na wieki.
       Blondynka usiadła na swoim łóżku, wygładzając skórzaną spódnicę. Ponownie było widać jej blade, szczupłe nogi. Przypomniała sobie, że nigdy nie wiedziała Lottie w spódnice/ sukience dłuższej niż do połowy uda, ale to chyba był jej styl. Miała czym się chwalić, nie jak ona.
- Mój brat chcę mnie zabić.- westchnęła, wspominając swojego przyrodniego brata- Luke. Kiedy ostatni raz się widzieli, próbował ją udusić i zgwałcić, ale nikomu o tym nie powiedziała. Nie tęskniła za nim, nigdy o nim nie myślała. Nie zachowywał się normalnie, jednak to nie jest dziwne w świecie nienormalnych ludzi.
- Witaj w moim świecie.
- Jak to? Twoi bracia cię uwielbiają.- pozwoliła sobie, by siąść na krześle przy jej biurku. Światło księżyca idealnie padało na jej anielską twarz. Lottie uśmiechnęła się lekko i spojrzała na swoje małe dłonie.
- Nigdy nie opowiadałam ci o Marcusie. Jest jednym z upadłych aniołów po tym, jak chciał mnie zabić, ale jego wyrok niedługo się kończy i znajdzie się w zamku, bo ma prawo. Jest synem Zeusa i Hery, więc uważa się za najlepszego. Nie mógł znieść myśli, że jest ktoś silniejszy od niego. Wziął sobie za cel akurat mnie, bo po tym jak mnie odnaleźli byłam bezsilna. Praktycznie umierająca.- spojrzała na Claudię ciemno zielonymi oczami. Różowa powłoka zaczynała pojawiać się w jej dużych oczach, ale starała się nie zwrócić na to uwagi. Lottie... Ona właśnie się jej zwierzała. Poczuła się dumna, że właśnie jej wyjawia swoje sekrety i opowiada o ciężkim życiu. Była z tego powodu szczerze dumna.
- Masz rację, nie słyszałam o nim. Chcesz o nim pogadać?
- Nie mam z nim dobrych wspomnieć. Nie pogodził się chyba do dzisiaj, że jestem od niego silniejsza. Jestem najsilniejszym półbogiem. A on był dopóki ja się nie urodziłam. Tata mówi, że był moim największym wrogiem, dopóki nie stałam się nieśmiertelna. To nie przeszkadzało mu w tym, by gnębić mnie i nakłaniać do robienia wszystkiego ze szkodą. Czasami był bardzo miły i kochany, ale chciwość przemawiała przez niego. Nie wiem co się z nim dzieje, ani czy jeszcze żyję. Nie umiem o nim rozmawiać bo nie miałabym mu nic do powiedzenia, gdybym go zobaczyła.
- Luke próbował mnie zabić, bo byłam oczkiem w głowy taty, a nie on. Jest ode mnie starszy, ale to ja zaszłam tam gdzie on chciał. Niemalże na sam szczyt. Dostawałam od rodziców pieniądze na studia i na inne wydatki, spełniałam swoje marzenia, a on.. pracował w KFC bo nie chciał ich pomocy. Jednak stracił mieszkanie i musiał do nich się udać, a ja wtedy tam byłam. Pierwszej nocy chciał mnie zabić. Chciał mnie udusić i zgwałcić, ale uciekłam i dlatego byłam w tym autobusie wtedy.
          Lottie zmarszczyła idealnie równe brwi i zacisnęła usta. Myślała nad czymś i wyglądała jak niewinne dziecko, czym musiała łamać serca wszystkim mężczyznom. Jest czarująca. Claudia przyglądała się jej nie tylko dlatego, że  w rozmowie tak wypada. Ona nie umiała odwrócić od niej wzroku.
- Nie słyszeliśmy o kimś takim jak Luke. Według naszych danych jesteś jedynaczką, a Ian nie może mieć dzieci.
- To syn mojej matki i jest ode mnie starszy pięć lat. Nic dziwnego, że nic nie słyszeliście. Nie musicie się przejmować, on nie sprawia mi już zagrożenia. Jak odejdę to się zastanowię.
          Uśmiechnęła się smutno i z cichym westchnięciem wstała z łóżka, kierując się w stronę drzwi. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze i chyba stwierdziła, że wygląda oszałamiająco. Bo to była prawda. Claudia wyglądała przy niej nijak.
- Powinnyśmy wrócić do naszych obowiązków. Wiesz, muszę złapać parę wilkołaków z Fernando, obiecałam mu to.- uśmiechnęła się szczerze. Zachowywała się najbardziej swobodnie, od przyjazdu- a raczej porwania Claudii. Otwierała się przed nią i zmieniała na lepsze. A może zawsze taka była, ale brunetka nie chciała tego do siebie dopuścić?
          Zeszła do salonu, gdzie zastała Oscara. Siedział na kanapie i tępo wpatrywał się w ekran telewizora. Tylko on został dzisiaj w pałacu, ponieważ reszta ruszyła na polowanie. Fernando przekonał Lottie do polowania na wilkołaki, co nie jest miłą pracą.
- Cześć.- usiadła obok niego w bezpiecznej odległości. Ugryzienie zamieniło się w dwie małe blizny. Po ugryzieniu nie czuła się specjalnie silniejsza, bo nie na tym ono miało polegać. On w ten sposób pokazał do kogo należy Claudia. Jeszcze nie zdawała sobie sprawy, jak silna więź łączy ją z obojgiem wampirów.
- Cześć.- odpowiedział obojętnie, nie odrywając wzroku od teleturnieju, gdzie ludzie grali o pieniądze odpowiadając na pytania. Minęły dwa tygodnie, odkąd jest w zamku i nic się nie działo. Żadnych wieści od rodziców. Nie próbowali ją stąd zabrać, a w wiadomościach nie było informacji o jej zaginięciu. Zupełnie nic, jakby została uznana za zmarłą.
- Jak się czujesz?- to było pierwsze pytanie, jakie przyszło jej do głowy. Spojrzał na nią zdziwiony, ale odpowiedział, że dobrze. Nie zapytał o to samo. Znowu ją zignorował. Bo tak byłoby lepiej dnia nich wszystkich, uniknie tym kłótni z bratem. To nie było teraz najważniejsze.
- Nie musisz się przypadkiem uczyć? Jutro Lottie będzie chciała zapytać cię o tytanów, tak tylko słyszałem i pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć. Moja siostra jest bardzo wymagająca i już chyba tego doświadczyłaś.
- Tak, masz rację. Niedługo pójdę się pouczyć, ale chciałam z tobą porozmawiać. Od jakiegoś czasu mnie ignorujesz, w ogóle nie sprawiasz wrażenia zainteresowanego tego co mówię i o co cię pytam.
- Claudia, nie rozmawiajmy o tym. Tak będzie dla nas lepiej i będziesz bezpieczna. Ja będe bezpiecznijeszy a Eden szczęśliwy, że ze sobą nie rozmawiamy.
- Ale o co chodzi?
          Zmarszczył brwi, bo nie wiedział czy może wyjawić jej coś tak istotnego. Niby ma prawo wiedzieć, ale czasami nie wiedza jest wybawieniem. Tak jak wcześniej mówiła Lottie.
- Wampiry mają coś takiego w krwi, że kiedy poznają kogoś na kogo ich krew reaguję, to są razem. To jest u nas zakochanie. Zawsze jeden wampir reaguję na jedną dziewczynę czy chłopaka. Ale tutaj.. Ja i Eden reagujemy na ciebie. On zabije mnie, jeśli się do ciebie zbliżę. Zresztą już i tak cię ugryzł, jesteś jego.
- Nie jestem niczyja, mam prawo decydować o tym z kim chcę być!- krzyknęła. Uważała że to co powiedział, jest śmieszne. To, że miała należeć do Edena bardzo jej się podobało, ale to nie było fair. Nie w tym przypadku.
- Zapomnij, okej? Chciałem, żebyś wiedziała na czym stoisz.
          Odchylił się i przymknął oczy.
- Oscar..
- Zapomnijmy.
          Po godzinie siedzenia w ciszy, do salonu wpadła Lottie. Krzyknęła coś o zebraniu w sali balowej i poszła się przebrać, ponieważ cała była w błocie i czymś podobnym do wilkołaczej sierści. Za nią wszedł Fernando, który wyglądał o wiele gorzej. Miał szeroki uśmiech na ustach.
- Złapaliśmy dwa. Ale odjazd, Oscar musisz pójść z nami następnym razem.- opadł na kanapę pomiędzy nimi. Claudia zatkała nos i pomachała dłonią przed twarzą. Śmierdział zdechłym zwierzęciem i przypominał bezdomnego z Londynu. Nawet gorzej.
 -Dobra, ale idź się wykąpać.- powiedziała przez nos, a ona uśmiechnął się jeszcze szerzej i wyciągnął ramiona.
- Przytulamy!
- Nie!- krzyczała i rzucała się, dopóki jej nie puścił. Ubranie miała w wilkołaczej sierści. Ohyda.

         Na zebraniu dowiedzieli się tylko tyle, że Lottie porozumiewała się z matką za pomocą wiatru. Nic wielkiego z tego nie wyszło. Czyli jak zwykle, stoją w miejscu.

Przepraszam!
Szkoła!
Presja!
Treningi!
Nienawidzę :c Rozdziały będą krótsze ale nie takie złe jak te, obiecuję wam to! 
Kocham i mam nadzieję, że mnie jeszcze lubicie. 
Pozdrawiam serdecznie!