czwartek, 31 lipca 2014

3. Mrok

     Szły pięknym komentarzem, urządzonym po staroświecku. To właśnie czyniło go pięknym. Ręka piekła ją z każdym krokiem coraz mocniej, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Nie mogła pokazać swoich słabości przed wampirami. Wszystko o czym mówił jej ojciec zaczynało tracić sens. Łącznie z wyglądem i sposobem zachowania wampirów. Do tego nie mówił jej, że istnieją taki stworzenia jak Meduza. Do tej pory myślała, że to mity starożytnych greków, które uchowały się aż do dzisiaj. Wszystko zaczyna tracić sens.
     Minęły zimne lochy, a przecież nie przypominała sobie, aby były w pobliżu jej pokoju. Nie zauważyła nawet, kiedy weszły na górę. Zmierzały właśnie w stronę wielkich, drewnianych drzwi z koroną nad nimi. Lottie odwróciła się w jej stronę, jakby sprawdzała czy ciągle za nią jest, chociaż czuła jej zapach. Zapach różniący się od zapachu krwi innych ludzi. Coraz bardziej była zdziwiona, poznając ich zachowania i śmieszne sposoby działania. Nic nie umieją zrobić raz a dobrze, do tego są niezdecydowani i myślą o tym co chcą zrobić, dlatego nie mogą dobrze zaatakować. Największa wada człowieczeństwa.
     Wampirzyca nie powiedziała jej nic. Nie powiedziała jak ma się zachować, ani o czym ma rozmawiać z innymi wampirami. Wprowadziła ją do wielkiej komnaty. Pierwszą rzeczą jakie rzucała się w oczy było wielkie łoże, nakryte jedwabną pościelą. Kolory ścian miały zwyczajny, granatowy kolor a okna były szczelnie zasłonięte. Przecież była noc, wampiry nie musiały chować się w nocy przed słońcem, a przede wszystkim one nie spały! Nie było trumien ani pochodni, a ojciec mówił że tak wyglądają ich zamki. Będzie miała mu dużo do opowiedzenia, będzie dumny z jej zachowania w trudnych chwilach. W końcu to nie zwyczajne porwanie, ale porwanie przez wampiry. Najgorsze potwory, które mają racje bytu na ziemi. Niesprawiedliwe, jak bardzo potrafią zmienić czyjś świat.
- Przyprowadziłam ją.- powiedziała w końcu Lottie, patrząc przed siebie. Claudia nic nie widziała, bo w pomieszczeniu panował mrok. Jej oczy nie były przyzwyczajone do ciemności, nawet w lochach wpadało odrobinę światła z ledwo palącej się żarówki. Co się tutaj dzieje? Usłyszała świst zaraz obok swojego ucha, przez co podskoczyła i prawie się przewróciła. Oparła się o zamknięte już drzwi bolącym ramieniem. Syknęła z bólu i zatoczyła się na drugie ramię. Lottie przewróciła oczami i oparła się o stolik. Czyli nie zostawi jej i poczeka do końca rozmowy. Zabierze ją z powrotem do sypialni, gdzie przemyśli jak stąd uciec. Bo na pewno jest jakaś opcja.
- Panno Lerman, niech pani na przyszłość bardziej uważa. Jest pani tylko człowiekiem, który może zrobić sobie krzywdę poprzez nieuwagę.- usłyszała głos starszego mężczyzny, tuż przed sobą. Otworzyła szeroko oczy, ale wciąż niczego nie widziała. Jedynie mrok i świecące się fiołkowe oczy Lottie. Nie patrzyły na nią, ale na coś ponad jej ramieniem. Nagle poczuła się słaba i senna, nie poczuła adrenaliny nawet wtedy, kiedy czyjaś zimna dłoń dotknęła jej nagiego ramienia.
- Tato, robisz jej krzywdę.- odezwała się blondynka.
     Mrok. Ciemność. Nagła senność i wyczerpanie. Utrata racjonalnego myślenia. Sukuby.
     Odskoczyła od miejsca w którym stała wcześniej i poczołgała się w stronę blondynki, ale została brutalnie podciągnięta do góry i przyciśnięta czyimś silnym ramieniem do ściany. Jęknęła żałośnie, starając się odciągnąć od siebie ramię sukuba, ale nie dawała rady. Są zbyt silne, jak na dwudziesto-jedno letnią dziewczynę. Szarpała się tak bardzo jak mogła, ale tym sprawiała sobie coraz większy ból.
- Harry, nie traktuj jej jak pożywienia.- kolejny głos, tym razem kobiecy. Chwilę później leżała na dywanie i oddychała ciężko. Sukub puścił ją, a ona przewróciła się. Nic poważnego się nie stało, oprócz nagłej utraty siły.
- Wybacz Violet, czasami trudno jest opanować się przy córkach bogów. Nawet jeśli nie chcę się pożywić, aura sama ucieka.
- Kim...kim jesteście?- wychrypiała, spoglądając w ciemność. Widziała teraz dwie pary oczy. Fiołkowe- należące do Lottie oraz bursztynowe. Sukuby nie mają wyglądu wampirów, czyli jej matka jest pijawką. Niedożywioną pijawką. Cofnęła się pod drzwi, ale natrafiła na coś miękkiego. I światło się zaświeciło.
- Lottie?- spojrzała w górę. Opierała się o nogi jakiegoś przystojnego wampira. Miała pewność, miał takie same oczy jak Lottie. Dziewczyna spojrzała na niego lekko się uśmiechając. Miała dołeczek w lewym policzku. Odskoczyła od chłopaka, ale ten zdawał się tego nie zauważać. Spojrzała za siebie i zauważyła kobietę, do której podobna jest Lottie. Koło niej stał mężczyzna o ciemniejszej karnacji, z normalnymi oczami i bez kłów. Wyglądał jak człowiek. A jest demonem.
- Cześć.
- Ty nie żyjesz.
- Cóż, technicznie rzecz biorąc, ty też nie.- wzruszyła ramionami. Ponownie zapomniała o etykiecie. Ale coś w jej ruchach zdradzało, że nie jest zwyczajnym wampirem. Jest jedną wielką zagadką dla Claudii. Wszystko co nauczył ją ojciec, było błędem. Wie o wampirach prawdziwą wersję. Może nie podzielił się z nią specjalnie, aby nie chciała ich zrozumieć? Bo w tym momencie bardzo chciała pojąć ich sekret.
     Następnym ruchem wykonanym przez Lottie było wpadanie w ramiona tajemniczego bruneta. Uśmiechnął się do siebie i podniósł ją. Byli do siebie podobni, czyli są rodzeństwem. Albo przynajmniej jakąś rodziną. Nawet Oscar i Fernando nie przypominali Lottie tak bardzo jak ten chłopak.
     Claudia wstała, trzymając się ściany. Kręciło jej się w głowie i nie mogła normalnie myśleć, kiedy widziała wszystko razy trzy. Poczuła czyjeś silne ramiona i zdała sobie sprawę, że ktoś ją podtrzymuję. Spojrzała w górę i zobaczyła brata Lottie- Oscara. Nie wiedziała kiedy nawet wszedł do pokoju. Nie patrzył na nią, ale na coś za nią. Na swoich rodziców.
     Chciała go odepchnąć ale nie miała wystarczająco siły, aby to uczynić. Jęknęła żałośnie i ponownie niemalże upadła. Nie pozwoliły na to wampirze ramiona.
- Edenie, co ty tu robisz?- odezwał się gniewnym głosem sukub, podchodząc pod drzwi, gdzie stała Lottie z bratem. Nie chciał jego wizyt, nie miał pozwolenia na przebywanie w zamku do ukończenia trzystu dwudziestu lat. To jego kara za przemienienie prawie całego wojska pod pretekstem uczynienia go silniejszego i wygrania wojny. Skończyło się to ujawnieniem wampirów przed rządem i stworzenia stowarzyszenia przeciwko nim. Prezesem był Ian Lerman- ojciec Claudii.
- Przyjechałem na urodziny siostry, tego nie możesz mi zabronić.- odpowiedział spokojnym głosem. Lottie stanęła przed nim, jakby chcąc ochronić go przed gniewem ojca. Jednak jej brat popchnął ją lekko w bok i stanął z nim sam twarzą w twarz. Wiadome było, że kiedyś dojdzie do takiej konfrontacji.
     Claudia spojrzała na twarz nieznajomego wampira i wydała z siebie ciche westchnięcie. W momencie gdy zobaczyła jego fiołkowe oczy, coś między nimi zeskoczyło. Był nienaturalnie piękny, nawet jak na wampira. Z Lottie wyglądali jak bliźniaki, chociaż zapewne nimi nie byli. U wampirów nie zdarzały się ciąże bliźniacze, a jak urodziło się żywe dziecko to świętowali. Raz na tysiąc lat, wampir rodzi się wampirem.
- Owszem, mogę. Jestem królem zamku i oświadczam, iż...
- Eden jest moim gościem, bratem, najlepszym przyjacielem i twoim synem.- blondynka przerwała mu, krzyżując ręce na piersi. Ponownie nie była tą samą dziewczyną w lochach, opanowaną i z przemyślanymi ruchami. Pozwoliła sobie na zwyczajną postawę.
- Nie bądź nie mądra, jeszcze dziesięć lat nie może zjawiać się w pałacu.
- Nie wystarczą ci te dwieście? Tato, proszę...
- Harry...- dołączyła się najstarsza wampirzyca. Była jedną z pierwotnych, miała naszyjnik z ludzką krwią w środku. Był w kształcie korony.
- Violet, proszę. Nie ma wyjątków.- cofnął się, by dotknąć policzka swojej żony. Złapała jego rękę i odciągnęła delikatnie od twarzy.
- Harry, ale to nasz syn. No i Lottie ma urodziny. Sprawmy jej taki darmowy prezent. Będzie zadowolona, prawda córeczko?
- Oczywiście.- odpowiedziała bardzo szybko, jakby czytała w myślach matki. Uśmiechnęła się nerwowo do Edena, który położył jej rękę na ramieniu. Claudia ledwo utrzymywała się na nogach, ale obok niej na wszelki wypadek stał Oscar. Nie był tak zadowolony na wiadomość o zjawieniu się brata jak Lottie.
- Porozmawiamy o tym kiedy indziej, na razie możesz zostać, ale bez numerów. Witaj w domu synu.- westchnął ciężko, obejmując królową w pasie. Blondynka zapiszczała i zaklaskała w dłonie. Nie zachowywała się jak wredna dziewczyna z dołu, a jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.
- A teraz może zainteresujmy się panną Lerman, w końcu chyba jeszcze nic nie jadła, prawda kochanie?- kobieta o ciemno fioletowych włosach spojrzała na nią z matczyną czułością, której Claudia nie chciała. Nie od tych potworów. Ale coś w niej wzbudzało zaufanie, nawet jeśli bardzo się tego nie chciało.
- Kim jesteście?- mruknęła, starając udawać obojętność.
- Jest noc, może pójdziesz spać? Nic ci się nie stanie. Lottie, zaprowadź ją do sypialni. Jutro z rana pokażesz jej pałac, a w południe spotkamy się w salonie i porozmawiamy. Dobranoc.- powiedział oschle król.
     Blondynka jak na komendę podeszła do niej i pomogła wyjść z komnaty. Oscar i Eden zostali w niej.
- Dlaczego twój ojciec powiedział, że nie możesz powstrzymać się przed aurą dzieci bogów?- spojrzała na nią półprzytomnym wzrokiem. Nie zauważyła nawet, że jest prawie niesiona przez wampirzycę.
- Nie znasz swoich rodziców, prawda?
- Znam. Mój ojciec to Ian Lerman i Cathy Oberine.
     Lottie uśmiechnęła się pod nosem. Nie odpowiedziała, podążała w stronę sypialni. Minęły lochy, z których wydobywał się niewyobrażalny ryk. To rozbudziło brunetkę.
- Lamię, kochanie. Nie bój się, drzwi są chronione zaklęciem mojej matki.
- Wampiry mogą rzucać zaklęcia?- tego również nie mówił jej ojciec.
- Wszystkiego dowiesz się jutro.- doszły do jej pokoju. Claudia usiadła na łóżku i powstrzymywała się, by nie zatopić się w bawełnianej pościeli z tuzinem poduszek. Lottie stała w drzwiach i przyglądała się jej z rozbawieniem. Jak już wcześniej mówiła, ludzie nie umieją ukryć swoich pragnień i słabości.
- Nie mam siły się już z tobą kłócić, więc dobranoc. Pewnie wy wampiry musicie wskoczyć do trumny.
- Kto powiedział, że noc jest od spania?
     Claudia spojrzała na nią pytająco.
- Wiesz, przeżyłam już sto pięćdziesiąt lat i noc jest od niszczenia sobie życia.

poniedziałek, 28 lipca 2014

2. Przebudzenie

     - Jak zwykle zachowaliście umiar.- blondynka gniewnie spojrzała na swoich braci. Mieli przywieźć jedną dziewczynę, a zabrali cały autobus. W pomieszczeniu leżało szesnaście zmasakrowanych ciał. W najciemniejszym kącie siedziała główna winowajczyni całego zamieszania. Przeniosła na nią spokojny, dumny wzrok. Odrzuciła na bok swoje długie loki i omijając czerwone ślady krwi, podchodziła do dziewczyny. Gdy spostrzegła panujące obok niej zamieszanie, chciała mocniej wcisnąć się w kąt. Prawie przebijała się przez ścianę. Wampirzyca spojrzała na swoje białe nike i skrzywiła się, widząc na nich brunatnoczerwoną ciecz. Niechętnie podeszła pod samą ścianę, z góry patrząc na przywiezioną dziewczynę.
- Fernando za mocno ją szarpnął i rozciął jej rękę, poza tym nic się nie stało.- odpowiedział szybko jeden z jej starszych braci. Westchnęła zirytowana lekkomyślnością najstarszego i przyjrzała się siedzącej w kącie postaci. Była taka jaką opisywał ją ich ojciec. To przez nią ich gatunek jest zagrożony. Nie czuła do niej nienawiści, nienawiść odczuwają osoby, które nic nie osiągnęły. Była zażenowana. I w stu procentach pewna, że nic nie wie o ich gatunku.
- Zabierzcie stąd te ciała, niedługo pojawią się rodzice.- powiedziała, nie odrywając wzroku od wystraszonej dziewczyny. Miała twarz w tuszu od rzęs, a włosy do połowy mokre. Podobno w Londynie padał deszcz. Nie wiedziała jak ma obchodzić się z ludźmi, jeśli nie chcę się ich zabić. Przynajmniej na razie. Jej bracia zwinnie uwijali się z pozbywaniem martwych ciał niewinnych i niepotrzebnych ludzi. Z jednej strony zdenerwowała się najbardziej na nich, bo w mediach będą trąbić o zaginięciu autobusu, zmierzającego na Trafalgar Square. Zirytowana odgarnęła kosmyk włosów z czoła.- Chcesz się wykąpać?- spytała oschle brunetki. Na dźwięk jej głosu tylko mocniej wcisnęła się w kąt. Bała się. Nic nowego, kto nie bałby się śnieżnobiałych wampirów z kłami w ustach. Nie zamierzała odpowiedzieć. Blondynka prychnęła oburzona zlekceważeniem z strony człowieka, który jest tak nisko w hierarchii.
    Nagle dziewczyna złapała się obiema rękoma za głowę i pisnęła z bólu, który nagle przeszył jej skronie. Nie porównywała tego bólu do niczego innego, nawet do złamania kości udowej. Nigdy nie bolało ją jak w tej chwili. Czuła, jakby wszystkie komórki w jej głowie powoli pękały, zalewając skronie gorącą krwią. Zwinęła się na podłodze i spojrzała błagalnie na wampirzyce, jakby ona mogła skończyć jej męczarnie. Owszem, mogła bo ona je spowodowała. Nie zrobiła nic, jedynie przyglądała się jaj. Tak szybko jak ból się zaczął, minął. Brunetka popatrzyła na nią otępiale i położyła się na zimnej podłodze, opierając głowę o wilgotną ścianę. W takim strasznym pomieszczeniu, dobrze ubrana- piękna wampirzyca wyglądała co najmniej śmiesznie. Nie pasowała tutaj.
- Chcesz się wykąpać?- powtórzyła wcześniej zadane pytanie. Dziewczyna domyśliła się, że to ona może spowodować jej ból. Musiała się jej słuchać, aby ponownie nie przeżywać tego co zdarzyło się kilka sekund temu. Spojrzała na nią ze łzami w oczach i pokręciła głową. Chciała się wykąpać, ale w swojej wannie. Nie w wannie należącej do wampirów, najgorszego gatunku jaki kiedykolwiek istniał. Nawet wilkołaki nie były tak okrutne jak wampiry. Wilkołaki zabijały od razu, wampiry torturowały i sprawiały niesamowity ból swoim ofiarom. Lubiły patrzeć na ludzkie cierpienie. Zabijały dla przyjemności. To mordercy, potwory.- Nie umiesz mówić, Claudio Lerman?- uniosła idealną brew. Pierwszy raz widziała takiego zadbanego wampira. Nawet miała wątpliwości, że nim jest. Sprawiła jej ból, ale to samo umieją czarownice i erynie.
- Skąd wiesz, jak się nazywam?- wychrypiała. Dawno niczego nie piła, ani ni jadła. Zaburczało jej w brzuchu, co nie umknęło uwadze wampirzycy. Ale zignorowała to i ukucnęła przy niej. Odezwała się jej etykieta, nie ładnie jest rozmawiać z siedzącym, kiedy się stoi. Nawet, jeśli to jest stworzenie najniższej rangi, jak człowiek.
- Nie martw się kochanie, wiem dużo rzeczy.- przygryzła kłem dolną wargę. Claudia nie miała już wątpliwości, że jest wampirem. Nienaturalnie piękna, blada. Ma dużo talentów. Nie tak jednak wyobrażała sobie wampirze kły. Myślała, że są długie i okropne, a tymczasem wampirzyca na przeciwko niej miała średniej długości, idealni dopasowane do buzi. Śnieżnobiałe, tak jak jej cera. Proste, ostro zakończone na końcu. Westchnęła cicho z podziwu, a blondynka uniosła ponownie brwi do góry zdziwiona zachowaniem tej ludzkiej dziewczyny.- Sądzę, że chcesz się wykąpać.
- Nic od was nie chcę.- mruknęła, mierząc ją błagalnym spojrzeniem. Chciała stąd wyjść. Chciała wrócić do domu i być z rodziną. Nawet jeśli miałoby oznaczać to przykre, wręcz wstrząsające wspomnienia. To, jak rozszarpywali tamtych ludzi i śmiali się przy tym. Sprawiało im to niezły ubaw. Podczas gdy ludzie błagali o litość, za wszelką cenę chcieli przeżyć. Claudia nie musiała błagać, nikt jej nie zaatakował. Nawet na nią nie spojrzeli. Czy jest aż taka obrzydliwa, że wampiry nie chcą jej zabić?
-Cóż, mam nadzieję, że zmienisz o nas zdanie podczas swojego pobytu tutaj.- wstała powoli, nie spuszczając z niej wzroku. Jakby chciała przejrzeć ją na wylot. Ale ona już wiedziała o niej wszystko. Wiedziała wystarczająco wiele. I nie było to dobre ani dla niej samej, ani dla Claudii. Ani dla ich obydwu światów. To skończy się albo dobrze, albo fatalnie.
- Nie mam zamiaru tutaj zostać.- wycedziła przez zęby, starając się zignorować piekący ból w ramieniu. Jej skóra została rozcięta i poszarpana, pewnie tak samo jak mięsień. Niedługo się wykrwawi i umrze. Nie chciała umierać, ale nie chciała być zakładniczką tych pijawek. Była zła na tych morderców, za to, że zabili szesnaście osób. Że zabijają codziennie i nie mają wyrzutów sumienia. Złość niekiedy otumania, pozbawia opanowania, przytomności umysły- czyli wszystkiego tego, co najważniejsze. Była czerwona jak burak ze złości, czyli totalnym przeciwieństwem stojącej przed nią dziewczyny.
- Lottie, wszystko już posprzątane. Co teraz mamy robić?- spytał wysoki blondyn, który wyglądał na najstarszego z całej trójki, stojącej obok niej. Był o wiele wyższy od dziewczyny. Claudia zastanawiała się, czy przypadkiem ona nie jest wyższa od niej samej. Na pewno tak. Lottie wygląda na metr pięćdziesiąt wzrostu. Metr pięćdziesiąt pięknego wampiryzmu. Przeniosła na nich swój dumny wzrok. Wszystkie ruchy wykonywała z gracją, której nie mają nawet najlepsze modelki.
- Przygotujcie kąpiel dla panny Claudii Lerman, następnie karzcie pokojówkom przygotować jej pokój.
- A one nie mogą przygotować jej kąpieli? Z tego co wiem, to one są od czarnej roboty.- oburzył się drugi z braci, młodszy. Przynajmniej na takiego wyglądał.
- Oscar, rób co mówię. Nie zapominaj, że rodzice mi powierzyli królestwo na czas ich wyjazdu.- spojrzała na niego spod rzęs. Dwójka chłopaków spojrzała po sobie i wyszła z pomieszczenia. Claudia traciła panowanie nad sobą. Łzy lały się po jej policzkach i skapywały na brudną podłogę. Wszędzie była krew. Nie takie miało być jej wyjście do restauracji ze znajomymi.- Wybacz za ich zachowanie i to co widziałaś. Chłopcy są tacy nieodpowiedzialni. Niby starsi ode mnie o jakieś dwieście lat, ale żaden z nich nie poradziłby sobie jeśli chodzi o panowanie w królestwie. Postaram się, abyś jak najmniej czasu spędzała w ich towarzystwie.- po raz pierwszy zachowywała się naturalnie. Poruszała się swobodniej, ale nie z mniejszą gracją jak wcześniej. Pozwoliła sobie nawet na usadowienie się na podłodze zaraz obok niej. W tym momencie Claudia nie widziała w niej wampira, ale zwykłą dziewczynę, która musiała szybciej dorosnąć. Ciekawe ile wieków na koncie ma ta dziewczyna.
- Dlaczego tutaj jestem?- wymruczała nieświadoma desperacji w swoim głosie. Pragnęła dowiedzieć się wszystkiego na temat swojego porwania. Blondynka spojrzała na nią zaciekawionym spojrzeniem, a jej źrenice z fiołkowego koloru, zmieniły się na ciemny granat. Tak, granat może być ciemniejszy i właśnie teraz Claudia może się o tym przekonać. Wampiry miały w sobie coś, co ich do ludzi przyciągało. Jednak wciąż byli mordercami.
- Oh, jeszcze nie wiemy czy będziesz tutaj na zawsze. Zastanowimy się po miesiącu, może dwóch. Dowiemy się wtedy więcej od przepowiedni, a wtedy dowiesz się wszystkiego. Cierpliwości, moja droga.
- Jakiej cierpliwości? Chcę stąd wyjść! Tata na pewno będzie mnie szukał, wie o was wy...wy.. mordercy!- wykrzyczała, mimo kompletnego braku sił. Jeszcze bardziej zdenerwowała się, widząc reakcję wampirzycy. Nie przejęła się jej nagłym wybuchem złości. Rozbawiło ją to. Za chwilę zmarszczyła brwi i spojrzała w jej oczy. Nie mogła odwrócić wzroku.
- Mordercy zabijają dla przyjemności, a wampiry po to, by przetrwać.
     Nie wiedziała co jej na to odpowiedzieć. Jeśli nawet i miała rację, to nie powinna zachowywać się w sposób tak wyrachowany i bezczelny. Nie mogła wprost powiedzieć, że zabijanie nie jest ich winą. Bo jest i nie można temu zaprzeczać. Gdyby nie chcieli, to zadowoliliby się krwią zwierząt. Zwierzęta nie mają rodzin, które będą cierpiały po stracie jej członka. Teraz szesnaście rodzin będzie musiało przeżyć piekło, jakim będą poszukiwania swoich bliskich, a następnie spotka ich ból po wiadomości o ich śmierci. Wampiry nie zasługują na rację bytu, powinny wyginąć. Nie powinny istnieć.
- Nie zabijamy dlatego, że chcemy. Zabijamy bo musimy żyć.- dodała za chwilę, tym razem spuszczając wzrok i skupiając się na plamie na swoich butach. Ciemnoczerwona ciecz odbijała się w blasku księżyca, wpadającego przez kraty w oknie. Były w lochach, na samej gorze zamku. Zwykle, lochy znajdują się w podziemiach. W tym zamku więźniami były najokrutniejsze wampiry, wilkołaki i stworzenia mityczne. Najmniej prawdopodobne jest, że rzucą się razem z łańcuchami nasączonymi werbeną przez okno, prosto w jezioro z topielcami i syrenami. Nikomu nie udało się uciec, chociaż kilkoro próbowało.
- Zabijacie bo jesteście cholernymi egoistami, którzy stawiają swoje życie ponad innych.
- Z drugą częścią twojego zdania się zgodzę. Stawiamy swoje życie ponad życie ludzkie, ponieważ jesteśmy zagrożonym gatunkiem. Ludzi jest miliony, a wampirów jest setki. Może tysiąc. Nie więcej. Jednak nie wybraliśmy swojej natury, nie wybraliśmy zabijania jako rodzaj przetrwania.
- Więc czego to robicie skoro macie wybór?
- Kto powiedział, że go mamy?- spojrzała na nią z delikatnym uśmiechem, wyrażającym więcej niż tysiąc słów. Wyrażał niewyobrażalny ból istnienia, coś w rodzaju smutku. Nie, to już nawet nie był smutek. To była pustka.Claudia spojrzała na swoją ranę i skrzywiła się. Sprawiła tym samym, że źrenice Lottie zmieniły się na czerwony kolor. Wiedziała co to oznacza, a strach po raz pierwszy związał jej gardło. Jednak blondynka zaraz zmieniła minę i z powrotem stała się tą dziewczyną, jaką była na początku. Dumną i zimną. Wstała i podała jej rękę. Claudia spojrzała na małą dłoń, z pomalowanymi paznokciami na czarno. Nie chciała jej dotykać. Nie chciała jej pomocy. W końcu ich nienawidziła. Nienawidziła całego gatunku, to od początku wmawiał jej ojciec. Nigdy nie zaufa wampirom.To najlepsi manipulanci, niektóre żywią się nadzieją, niczym sukuby. Z tego co wiedziała, niedojrzałe wampiry, stworzone ze związku dwóch wampirów, żywią się nadzieją i energią ze snów. Zabierają z życia człowieka to co najlepsze.- Nie mamy dużo czasu, rodzice zjawią się za niecałe dwadzieścia minut. Zabiorę cię do pokoju gdzie się wykąpiesz i przebierzesz. Lekarz czeka na ciebie na miejscu i opatrzy twoją ranę. Dostaniesz coś do jedzenia, a następnie zobaczysz się z nimi.
- Z kim?- spytała szeptem, nie mając siły by mówić. Czuła się tak żałośnie, będąc pod łaską morderców, stworzeń, którymi gardziła ona i jej rodzina. Teraz oni proponują jej kąpiel, ubrania, posiłek i pomoc lekarską. Gdyby ojciec dowiedział się, na co się zgodziła, byłby bardziej niż wściekły. Właśnie, ojciec. On wie na pewno gdzie jest i ocali ją. Przybędzie by jej pomóc, a to dawało jej siłę i nadzieję.
- Z Królem i Królową tego jakże pięknego pałacu.
     Claudia wstała, trzymając się ściany. Kolana drżały, a ona niemal traciła kontrolę nad nogami. Ręka Lottie ciągle była wyciągnięta. Chciała udzielić jej pomocy, ale nie robiła tego bezinteresownie. Przypomniała sobie, że mówiła o jakiejś przepowiedni. Nigdy z ojcem nie rozmawiała dużo na temat inny, niż obrona przed wampirami. Na wszelki wypadek. Dlaczego nie przypomniała sobie tego, kiedy zaatakowano ich autobus? Wystarczyła zwykła, ostro zakończona rzecz wbita w serce lub plecy wampira. Może będzie miała szansę.
- To twoi rodzice? Jesteś księżniczką?- chciała zachować pozory pogodzonej z porwaniem, a blondynka chyba to kupiła. Chwila popatrzyła na nią, na to jak się porusza i puściła ją przodem. Wyszły powoli, zostawiając za sobą zakrwawioną podłogę i cuchnący zapach krwi. Korytarz którym się kierowały nie był lepszy od wcześniejszego pomieszczenia. Było zimno, w powietrzu unosił się zapach metalu. Z jednej z cel wydobywały się potworne krzyki. Spojrzała przez ramię na wampirzycę za nią, która rzeczywiście była niższa. Machnęła jedynie ręką i zlekceważyła wyzwiska kierowane w jej stronę.
- Meduza zbytnio nie przepada za moim towarzystwem, co nie powinno mnie dziwić. W końcu pozbawiłam ją daru zamieniania w ludzi w kamień, a zamiast węży na głowie na zwykłe włosy. Myślałam, że to doceni, ale kiedy dowiedziała się że straciła największy dar jaki można dostać, chciała zrobić wszystko aby wydać nasze istnienie. Dlatego się tutaj znalazła. Nie musisz obawiać się jej towarzystwa, jeśli nie będziesz robiła problemów to nigdy się tutaj nie znajdziesz.
- Jaki dar straciła?
- Nieśmiertelność.- spojrzała na nią kątem oka, gdy otwierała wielkie, metalowe drzwi. Claudia ścisnęła rękę na długopisie w swojej prawej ręce, wyczuwając szansę na zaatakowanie. Przełknęła głośno ślinę, gdy blondynka odwróciła się w jej stronę. Jeszcze na nią nie spojrzała, a już trzymała przedmiot w dłoni. Obejrzała go i powoli przeniosła wzrok na przerażoną brunetkę.- Sprytnie.- wzruszyła ramionami i pociągnęła ją za rękę, aby szła przed nią. Boleśnie wygięła jej dłoń do tyłu, a Claudia jęknęła z bólu. Czuła, jakby łamała jej każdą kostkę w palcach. Jej dotyk był zimny i wyraźnie kontrastował z jej rozpalonym od gorączki ciałem.
- Puść.- wycedziła i próbowała się wyrwać, ale nie dała rady. Jedynie sobie zaszkodziła, bo ręka zabolała ją kilka razy mocniej.
- Wybacz, Claudio, ale nie mam teraz do ciebie zaufania i nie wiem czy nie rzucisz się na mnie z kredką do oczu.- powiedziała drwiącym głosem i prowadziła ją po wysokich, krętych schodach. Było o wiele ładniej i cieplej, a w powietrzu unosił się zapach kokosa. Było czysto, ale staroświecko. Mówiąc, że to pałac, wcale nie przesadzała. Czuła się jak królewny z osiemnastego wieku, tylko że w poszarpanych dżinsach i z podartą bluzką. Lottie miała na sobie czarne rurki, białe nike forcy za kostkę i białą bluzkę z krótkim rękawkiem, która sięgała trochę za piersi. Nie wyglądała jak księżniczka, ale za to cholernie dobrze.
- Miałaś być delikatna.- podśmiewał się jeden z jej braci, ten starszy. Wychodzili z łazienki, mierząc wzrokiem Claudię. Zastanawiała się, co im zrobiła, że jej tak nienawidzą. Lottie pchnęła ją na łóżko i oparła się o drzwi.
- Masz piętnaście minut, ubrania masz na toaletce. Jakieś kosmetyki i szczotki do włosów też. Buty stoją przy oknie. Za równe piętnaście minut zjawię się i masz być gotowa, chyba że potrzebujesz pomocy.- nie była już tą dziewczyną, która rozmawiała z nią szczerze. Znowu przybrała jakąś maskę. Claudia nie mogła jej rozgryźć. Jest wampirem zagadką, jakby to pierwsze nie wystarczało. Rozmasowała rękę i kiwnęła głową ze zrozumieniem. Wampirzyca wyszła razem ze swoimi braćmi, a za drzwiami słyszała ich śmiechy i przyciszone rozmowy. Ciekawiło ją, czy śmiali się właśnie z niej. W końcu jak powiedziała Lottie, jest na najniższym szczeblu hierarchii tylko dlatego, że jest człowiekiem.
     Umyła się, ale zajęło jej to dokładnie osiem minut. Uważała na ranę, oczyściła ją samą wodą. Użyła żelu o owocowym zapachu, tak samo jak szamponu do włosów. Zauważyła szczoteczkę do zębów, więc użyła i jej. Nie zmieniła swojego zdania o wampirach. Mordercy. Potwory. Nic innego nie można o nich powiedzieć. Znalazła czystą, białą bieliznę i ubrała ją szybko na siebie. Nie wiadomo, kiedy przyjdzie tu ta wredna wampirzyca i będzie chciała ją zabrać. Nie widziała gdzie. A może już dzisiaj skrócą jej mękę i skończą z jej życiem, skoro sprawia tak wiele problemów?
     Lottie stwierdziła, że wampiry nie wybierają tego kim są i co robią innym ludziom. Claudia stwierdziła, że to bzdura. Każdy wybiera swoją własną drogę. Czyny i wartości określają czym jesteśmy. A wampiry to potwory, nic nie wnoszą do życia. Potrafią jedynie ranić i siać zamęt.
     Rozczesała swoje długie, brązowe włosy. Chyba nie miała czasu na wysuszenie ich, niedługo minie piętnaście minut. Pośpiesznie założyła białą koszulkę na ramiączkach i czarne rurki, podobne do tych co miała Lottie. Pod oknem zobaczyła czarne conversy. Widocznie mają tu coś takiego, jak moda. Nie było czasu na pomalowanie się, bo wampirzyca zjawiła się w drzwiach. Spojrzała na jej ranę, z której płynęła świeża krew. Jej oczy nie zmieniły kolor z fiołkowego. Pewnie była najedzona, przynajmniej tak pomyślała Claudia.
- Widzę, że wyrobiłaś się w czasie. Bardzo dobrze. Teraz zaprowadzę cię do lekarza, opatrzy cię i zabiorę cię do kuchni. Zjesz coś, dzisiaj kucharz przygotował specjalnie dla ciebie makaron z sosem. Ludzie to lubią.
- Nic nie wiesz, o byciu człowiekiem.- syknęła, wstając z łóżka. Złapała się za piekącą rękę, aby krew nie lała się po jej nadgarstku. Lottie smutno się uśmiechnęła.
- Wiem więcej, niż ci się wydaję.
     Po tych słowach odwróciła się i kazała iść za sobą. Szły długim korytarzem do drzwi z napisem uzdrowienie. Inne słownictwo, widać to też po wypowiedziach Lottie. Weszły bez pukania, pewnie księżniczka mogła robić co chciała. Claudia dokładnie oglądała pałac, aby pamiętać jak potem stąd uciec. Bo kiedy tylko zdarzy się okazja- skorzysta z niej.
     Lekarz okazał się człowiekiem. I był bardzo miły dla nich obydwu. Nie emanował nienawiścią w stosunku do wampirzycy, rozmawiał z nią normalnie. Widać było jednak napięcie panujące, kiedy opatrywał ranę brunetki. Lottie skrzywiła się, jakby ten widok ją brzydził i podeszła do okna. Nie chciała jej atakować, miała swoje powody. Claudia zastanawiała się, czy nie jest sukubem, ale to jakie silne ma moce zaprzecza temu. Ojciec mówił, że pół wampiry są znacznie silniejsze fizycznie od wampira w średni wieku. Najsilniejsi są pierwotni. Ale podobno żaden z nich nie żyję, więc nie ma najsilniejszych wampirów. Sukuby nie mają większej siły, to demony. Żywią się duszą i aurą człowieka. Sieją większy zamęt od wampirów, czasami zdarzały się opętania, ale to rzadko.
     Człowiek owinął jej rękę bandażem, wcześniej zaszywając ranę ze znieczuleniem. Popryskał czymś o zapachu lawendy i wypuścił. Znowu była sam na sam z Lottie. Wcześniej rzucił jej współczujące spojrzenie. Jakby znał jej przyszłość i to, do czego jest potrzebna rodzinie królewskiej.

niedziela, 27 lipca 2014

1. Pilot

     Tak więc jestem smutny i samotny
więc płaczę i jestem bardzo zły
Jestem wampirem i patrzę na miasto
Ale piękne dziewczyny nie patrzą na mnie
Nie patrzą na  mnie
Więc jestem znudzony i chcę tańczyć
Jestem wampirem i szukam płyty 
Ale muzyka nie gra ze mną
Żadnych cieni
żadnych przemyśleń 
Policzek do policzka
w Twoim chłodnym uścisku
Tak delikatnie, tak rozpaczliwie
jak rzeźnia
wbiłaś nóż
w swoje serce
mówiąc
kocham cię tak bardzo, teraz musisz mnie przemienić
W miejscu serca jest przepaść
razem zbudowaliśmy ten grobowiec
i nie wypełnię go sam
poza nawiasem
wszystko jest ciemnością
z której nie ma powrotu.