czwartek, 31 lipca 2014

3. Mrok

     Szły pięknym komentarzem, urządzonym po staroświecku. To właśnie czyniło go pięknym. Ręka piekła ją z każdym krokiem coraz mocniej, ale nie chciała dać tego po sobie poznać. Nie mogła pokazać swoich słabości przed wampirami. Wszystko o czym mówił jej ojciec zaczynało tracić sens. Łącznie z wyglądem i sposobem zachowania wampirów. Do tego nie mówił jej, że istnieją taki stworzenia jak Meduza. Do tej pory myślała, że to mity starożytnych greków, które uchowały się aż do dzisiaj. Wszystko zaczyna tracić sens.
     Minęły zimne lochy, a przecież nie przypominała sobie, aby były w pobliżu jej pokoju. Nie zauważyła nawet, kiedy weszły na górę. Zmierzały właśnie w stronę wielkich, drewnianych drzwi z koroną nad nimi. Lottie odwróciła się w jej stronę, jakby sprawdzała czy ciągle za nią jest, chociaż czuła jej zapach. Zapach różniący się od zapachu krwi innych ludzi. Coraz bardziej była zdziwiona, poznając ich zachowania i śmieszne sposoby działania. Nic nie umieją zrobić raz a dobrze, do tego są niezdecydowani i myślą o tym co chcą zrobić, dlatego nie mogą dobrze zaatakować. Największa wada człowieczeństwa.
     Wampirzyca nie powiedziała jej nic. Nie powiedziała jak ma się zachować, ani o czym ma rozmawiać z innymi wampirami. Wprowadziła ją do wielkiej komnaty. Pierwszą rzeczą jakie rzucała się w oczy było wielkie łoże, nakryte jedwabną pościelą. Kolory ścian miały zwyczajny, granatowy kolor a okna były szczelnie zasłonięte. Przecież była noc, wampiry nie musiały chować się w nocy przed słońcem, a przede wszystkim one nie spały! Nie było trumien ani pochodni, a ojciec mówił że tak wyglądają ich zamki. Będzie miała mu dużo do opowiedzenia, będzie dumny z jej zachowania w trudnych chwilach. W końcu to nie zwyczajne porwanie, ale porwanie przez wampiry. Najgorsze potwory, które mają racje bytu na ziemi. Niesprawiedliwe, jak bardzo potrafią zmienić czyjś świat.
- Przyprowadziłam ją.- powiedziała w końcu Lottie, patrząc przed siebie. Claudia nic nie widziała, bo w pomieszczeniu panował mrok. Jej oczy nie były przyzwyczajone do ciemności, nawet w lochach wpadało odrobinę światła z ledwo palącej się żarówki. Co się tutaj dzieje? Usłyszała świst zaraz obok swojego ucha, przez co podskoczyła i prawie się przewróciła. Oparła się o zamknięte już drzwi bolącym ramieniem. Syknęła z bólu i zatoczyła się na drugie ramię. Lottie przewróciła oczami i oparła się o stolik. Czyli nie zostawi jej i poczeka do końca rozmowy. Zabierze ją z powrotem do sypialni, gdzie przemyśli jak stąd uciec. Bo na pewno jest jakaś opcja.
- Panno Lerman, niech pani na przyszłość bardziej uważa. Jest pani tylko człowiekiem, który może zrobić sobie krzywdę poprzez nieuwagę.- usłyszała głos starszego mężczyzny, tuż przed sobą. Otworzyła szeroko oczy, ale wciąż niczego nie widziała. Jedynie mrok i świecące się fiołkowe oczy Lottie. Nie patrzyły na nią, ale na coś ponad jej ramieniem. Nagle poczuła się słaba i senna, nie poczuła adrenaliny nawet wtedy, kiedy czyjaś zimna dłoń dotknęła jej nagiego ramienia.
- Tato, robisz jej krzywdę.- odezwała się blondynka.
     Mrok. Ciemność. Nagła senność i wyczerpanie. Utrata racjonalnego myślenia. Sukuby.
     Odskoczyła od miejsca w którym stała wcześniej i poczołgała się w stronę blondynki, ale została brutalnie podciągnięta do góry i przyciśnięta czyimś silnym ramieniem do ściany. Jęknęła żałośnie, starając się odciągnąć od siebie ramię sukuba, ale nie dawała rady. Są zbyt silne, jak na dwudziesto-jedno letnią dziewczynę. Szarpała się tak bardzo jak mogła, ale tym sprawiała sobie coraz większy ból.
- Harry, nie traktuj jej jak pożywienia.- kolejny głos, tym razem kobiecy. Chwilę później leżała na dywanie i oddychała ciężko. Sukub puścił ją, a ona przewróciła się. Nic poważnego się nie stało, oprócz nagłej utraty siły.
- Wybacz Violet, czasami trudno jest opanować się przy córkach bogów. Nawet jeśli nie chcę się pożywić, aura sama ucieka.
- Kim...kim jesteście?- wychrypiała, spoglądając w ciemność. Widziała teraz dwie pary oczy. Fiołkowe- należące do Lottie oraz bursztynowe. Sukuby nie mają wyglądu wampirów, czyli jej matka jest pijawką. Niedożywioną pijawką. Cofnęła się pod drzwi, ale natrafiła na coś miękkiego. I światło się zaświeciło.
- Lottie?- spojrzała w górę. Opierała się o nogi jakiegoś przystojnego wampira. Miała pewność, miał takie same oczy jak Lottie. Dziewczyna spojrzała na niego lekko się uśmiechając. Miała dołeczek w lewym policzku. Odskoczyła od chłopaka, ale ten zdawał się tego nie zauważać. Spojrzała za siebie i zauważyła kobietę, do której podobna jest Lottie. Koło niej stał mężczyzna o ciemniejszej karnacji, z normalnymi oczami i bez kłów. Wyglądał jak człowiek. A jest demonem.
- Cześć.
- Ty nie żyjesz.
- Cóż, technicznie rzecz biorąc, ty też nie.- wzruszyła ramionami. Ponownie zapomniała o etykiecie. Ale coś w jej ruchach zdradzało, że nie jest zwyczajnym wampirem. Jest jedną wielką zagadką dla Claudii. Wszystko co nauczył ją ojciec, było błędem. Wie o wampirach prawdziwą wersję. Może nie podzielił się z nią specjalnie, aby nie chciała ich zrozumieć? Bo w tym momencie bardzo chciała pojąć ich sekret.
     Następnym ruchem wykonanym przez Lottie było wpadanie w ramiona tajemniczego bruneta. Uśmiechnął się do siebie i podniósł ją. Byli do siebie podobni, czyli są rodzeństwem. Albo przynajmniej jakąś rodziną. Nawet Oscar i Fernando nie przypominali Lottie tak bardzo jak ten chłopak.
     Claudia wstała, trzymając się ściany. Kręciło jej się w głowie i nie mogła normalnie myśleć, kiedy widziała wszystko razy trzy. Poczuła czyjeś silne ramiona i zdała sobie sprawę, że ktoś ją podtrzymuję. Spojrzała w górę i zobaczyła brata Lottie- Oscara. Nie wiedziała kiedy nawet wszedł do pokoju. Nie patrzył na nią, ale na coś za nią. Na swoich rodziców.
     Chciała go odepchnąć ale nie miała wystarczająco siły, aby to uczynić. Jęknęła żałośnie i ponownie niemalże upadła. Nie pozwoliły na to wampirze ramiona.
- Edenie, co ty tu robisz?- odezwał się gniewnym głosem sukub, podchodząc pod drzwi, gdzie stała Lottie z bratem. Nie chciał jego wizyt, nie miał pozwolenia na przebywanie w zamku do ukończenia trzystu dwudziestu lat. To jego kara za przemienienie prawie całego wojska pod pretekstem uczynienia go silniejszego i wygrania wojny. Skończyło się to ujawnieniem wampirów przed rządem i stworzenia stowarzyszenia przeciwko nim. Prezesem był Ian Lerman- ojciec Claudii.
- Przyjechałem na urodziny siostry, tego nie możesz mi zabronić.- odpowiedział spokojnym głosem. Lottie stanęła przed nim, jakby chcąc ochronić go przed gniewem ojca. Jednak jej brat popchnął ją lekko w bok i stanął z nim sam twarzą w twarz. Wiadome było, że kiedyś dojdzie do takiej konfrontacji.
     Claudia spojrzała na twarz nieznajomego wampira i wydała z siebie ciche westchnięcie. W momencie gdy zobaczyła jego fiołkowe oczy, coś między nimi zeskoczyło. Był nienaturalnie piękny, nawet jak na wampira. Z Lottie wyglądali jak bliźniaki, chociaż zapewne nimi nie byli. U wampirów nie zdarzały się ciąże bliźniacze, a jak urodziło się żywe dziecko to świętowali. Raz na tysiąc lat, wampir rodzi się wampirem.
- Owszem, mogę. Jestem królem zamku i oświadczam, iż...
- Eden jest moim gościem, bratem, najlepszym przyjacielem i twoim synem.- blondynka przerwała mu, krzyżując ręce na piersi. Ponownie nie była tą samą dziewczyną w lochach, opanowaną i z przemyślanymi ruchami. Pozwoliła sobie na zwyczajną postawę.
- Nie bądź nie mądra, jeszcze dziesięć lat nie może zjawiać się w pałacu.
- Nie wystarczą ci te dwieście? Tato, proszę...
- Harry...- dołączyła się najstarsza wampirzyca. Była jedną z pierwotnych, miała naszyjnik z ludzką krwią w środku. Był w kształcie korony.
- Violet, proszę. Nie ma wyjątków.- cofnął się, by dotknąć policzka swojej żony. Złapała jego rękę i odciągnęła delikatnie od twarzy.
- Harry, ale to nasz syn. No i Lottie ma urodziny. Sprawmy jej taki darmowy prezent. Będzie zadowolona, prawda córeczko?
- Oczywiście.- odpowiedziała bardzo szybko, jakby czytała w myślach matki. Uśmiechnęła się nerwowo do Edena, który położył jej rękę na ramieniu. Claudia ledwo utrzymywała się na nogach, ale obok niej na wszelki wypadek stał Oscar. Nie był tak zadowolony na wiadomość o zjawieniu się brata jak Lottie.
- Porozmawiamy o tym kiedy indziej, na razie możesz zostać, ale bez numerów. Witaj w domu synu.- westchnął ciężko, obejmując królową w pasie. Blondynka zapiszczała i zaklaskała w dłonie. Nie zachowywała się jak wredna dziewczyna z dołu, a jak dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.
- A teraz może zainteresujmy się panną Lerman, w końcu chyba jeszcze nic nie jadła, prawda kochanie?- kobieta o ciemno fioletowych włosach spojrzała na nią z matczyną czułością, której Claudia nie chciała. Nie od tych potworów. Ale coś w niej wzbudzało zaufanie, nawet jeśli bardzo się tego nie chciało.
- Kim jesteście?- mruknęła, starając udawać obojętność.
- Jest noc, może pójdziesz spać? Nic ci się nie stanie. Lottie, zaprowadź ją do sypialni. Jutro z rana pokażesz jej pałac, a w południe spotkamy się w salonie i porozmawiamy. Dobranoc.- powiedział oschle król.
     Blondynka jak na komendę podeszła do niej i pomogła wyjść z komnaty. Oscar i Eden zostali w niej.
- Dlaczego twój ojciec powiedział, że nie możesz powstrzymać się przed aurą dzieci bogów?- spojrzała na nią półprzytomnym wzrokiem. Nie zauważyła nawet, że jest prawie niesiona przez wampirzycę.
- Nie znasz swoich rodziców, prawda?
- Znam. Mój ojciec to Ian Lerman i Cathy Oberine.
     Lottie uśmiechnęła się pod nosem. Nie odpowiedziała, podążała w stronę sypialni. Minęły lochy, z których wydobywał się niewyobrażalny ryk. To rozbudziło brunetkę.
- Lamię, kochanie. Nie bój się, drzwi są chronione zaklęciem mojej matki.
- Wampiry mogą rzucać zaklęcia?- tego również nie mówił jej ojciec.
- Wszystkiego dowiesz się jutro.- doszły do jej pokoju. Claudia usiadła na łóżku i powstrzymywała się, by nie zatopić się w bawełnianej pościeli z tuzinem poduszek. Lottie stała w drzwiach i przyglądała się jej z rozbawieniem. Jak już wcześniej mówiła, ludzie nie umieją ukryć swoich pragnień i słabości.
- Nie mam siły się już z tobą kłócić, więc dobranoc. Pewnie wy wampiry musicie wskoczyć do trumny.
- Kto powiedział, że noc jest od spania?
     Claudia spojrzała na nią pytająco.
- Wiesz, przeżyłam już sto pięćdziesiąt lat i noc jest od niszczenia sobie życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz