Rano ból głowy rozrywał jej czaszkę. Spowodowane to było nadmiarem wrażeń i zbyt wielką ilością metalicznego zapachu krwi unoszącego się w lochach. Dziewczyna pobiegła do łazienki i zwymiotowała prosto do zlewu. Chwilę jeszcze siedziała w łazience i starała się uspokoić. Serce niemalże uciekało z jej piersi, ale nie ma się co dziwić, skoro cały dom jest przepełniony krwiożerczymi bestiami. W łazience nie było okien ani najmniejszej szczeliny. W sypialni zaś znajdował się balkon i dwa duże okna, jednak gdy wczoraj wychylała się przez barierkę tylko żeby zobaczyć jak wysoko się znajduję, jakaś siła odciągnęła ją od barierek i posadziła brutalnie na łóżku. Nie widziała nikogo, a czuła się ciągnięta przez pokój, jak w Paranormal Activity. Ma na to niepodważalny dowód, w postaci otarcia na ramieniu i łokciach.
Wychodząc z łazienki natknęła się na Fernando. Siedział na jej już pościelonym łóżku i wyraźnie się nudził. Nie zachowywał się tak jak Lottie. Jego ruchy nie były tak przemyślane i perfekcyjne. Otóż wydawał się obojętny na etykietę i swój tytuł. Zachowywał się jak człowiek.
- Wiem, że mnie widzisz.- powiedział nagle, gdy Claudia dłużej zostawała w łazience. Przełknęła głośno ślinę, co nie uszło uwadze wampira. Spojrzał na nią ze zdziwieniem w fiołkowych oczach i wstał, kierując się w stronę drzwi.- Masz dwadzieścia minut, a później zejdź na sam dół i na prawo, tak jest kuchnia. Będziemy tam na ciebie czekać. Nie spóźnij się.- oznajmił i zniknął tak szybko jak się pojawił.
Claudii nie podobało się, że wampiry pozwalają sobie rządzić nią i wyznaczają jej czas na przygotowanie na spotkanie z nimi. Dalej nie wiedziała dlaczego się tutaj znajduje i kiedy w końcu się stąd wydostanie. Telefon przepadł razem z jej torbą po tym, jak zaatakowała desperacko długopisem Lottie. Pamiętała, że Oscar zabrał jej rzeczy i wyrzucił do kosza. Brak kultury w stosunku do ludzi zawsze charakteryzował pijawki.
Przygotowała się w miarę szybko. Ktoś ponownie naszykował jej czyste ubrania. Mówią jej nawet, w czym ma chodzić, jakby była małym dzieckiem. Nie chcę takiego traktowania, nikomu na to nie pozwoli, więc schowała naszykowane ubrania do wielkiej szafy i sama wybrała sobie zestaw bardzo podobny do wczorajszego, ale spodnie były granatowe, a koszulka luźniejsza. Buty się nie zmieniły. Miała czas na wysuszenie włosów i ułożenie ich w idealnego koka, pojedyncze pasma włosów spływały w okół jej twarzy. Specjalnie zeszła dwie minuty później, aby udowodnić im jakoś, że się ich nie boi. Za nic nie można przy wampirach okazać strachu, bo satysfakcjonuję ich to, a wtedy mogą zaatakować. Ojciec powiedział jej wszystko co powinna wiedzieć.
Fernando stał w drzwiach do-jak podejrzewała- kuchni, z założonymi na piersi rękoma. Chyba zrozumiał co chciała przekazać swoim spóźnieniem i rozbawiło go to. Jednak brunetka nie dała się sprowokować i wyminęła go z wysoko uniesioną głową. W kuchni siedział Eden, Oscar i dwa nieznane wampiry płci męskiej. Obok jednego z nich siedziała jakaś wampirzyca i przyglądała się Claudii uważnym wzrokiem. Za nią nagle znalazła się Lottie, z rozpuszczonymi włosami, w miętowej- luźnej koszuli wpuszczonej w czarne rurki. Na nogach miała wczorajsze nike, chociaż już bez plamy z krwi. Wyglądała przepięknie w tej swojej niewinnej naturze krwiożerczej bestii. Gdy zobaczyła spóźnioną o pięć minut brunetkę, oczy zabarwiły jej się na szary kolor. Zagryzła idealnym kłem czerwoną wargę i wpatrywała się w nią wyzywająco. Gdyby to była dziewczyna w szkole albo na imprezie, to Claudia już dawno wdałaby się z nią w ostrą wymianę zdań na temat jej bezczelnego spojrzenia. Z wampirem raczej nie wypada.
- Dlaczego się spóźniłaś? Było jasno powiedziane, że masz zjawić się o czasie.- powiedziała w końcu, nie ruszając się z miejsca. Inni wpatrywali się w nich, a Oscar stał za Lottie, jakby powstrzymać jej nieprzemyślane ruchy. Nic nie wskazywało na to, że wampirzyca chce zaatakować.
- Po prostu się nie wyrobiłam.- wzruszyła obojętnie ramionami, co chyba jeszcze bardziej rozwścieczyło blondynkę, bo jej oczy przez chwilę płonęły głęboką czernią.
- Następnym razem postaraj się "wyrobić" w czasie.
- Lottie, daj jej spokój.- Oscar położył jej rękę na ramieniu, ale zaraz odsunęła się od niego i podeszła zwinnie do lodówki. Wyjęła z niej metalowy pojemnik wielkości filiżanki do kawy. Otworzyła go i wlała czerwoną ciecz do wysokiej szklanki. Włożyła do środka słomkę i odwróciła się do okna, szybko wypijając zawartość.
- Claudia tak? Jestem Paula. Chodź, usiądź pewnie zgłodniałaś przez cały dzień i noc.- powiedziała wysoka wampirzyca, wyraźnie zestresowana zachowaniem blondynki. Miała idealnie proste, czarne włosy sięgające łopatek i ciemnoniebieskie oczy. Prawie ludzkie, ale było w nich coś niezwykłego. Wskazała bladą dłonią na krzesełko barowe na przeciwko niej. Na tym miejscu stał talerz z tostem posmarowanym masłem, bananem pokrojonym w kółka, jedną pałeczką wędzonego sera żółtego i jabłko.
Claudia niezgrabnie usiadła na miejsce wskazane przez Paulę i zaczęła jeść. Lottie nie spojrzała się na nią ani razu, nie rozmawiała z nikim. Zachowywała się jakby była sama w kuchni. Była bardzo arogancka i obojętna na wszystkich, nawet na własne rodzeństwo. Nie odezwała się do Oscara, który pytał jej o humor. Ignorancja dla wszystkich.
Nagle przez przypadek upuściła jabłko, które przed chwilę wyjęła z koszyka ze świeżymi owocami. Kiedy miało zaliczyć upadek, obok niej zjawił się Eden i złapał jabłko, powoli podając go jej. Spojrzała na niego z uniesioną brwią.
- Zachowałeś się niczym Edward ze Zmierzchu.- powiedziała bezmyślnie, marszcząc czoło. Eden parsknął śmiechem i położył na jej otwartej dłoni jabłko. Nie patrzył na nią, ale i tak widziała duże, fiołkowe oczy.
Po lekkim śniadaniu wszyscy poszli do salonu i usiedli na kanapach. Nawet Claudia. Jedynie Lottie w odosobnieniu usiadła na fotelu, luźno układając nogi na boku fotela.
- Mogę dowiedzieć się, po co mnie porwaliście i mnie tu trzymacie? I dlaczego zamordowaliście tylu niewinnych ludzi? Po co to wszystko? Rozumiem, że lubicie ranić innych bo martwicie się tylko i wyłącznie o siebie, ale ci ludzie mieli rodziny, wiecie? Rodziny. Ktoś czeka na ich powrót. Zabicie przez pijawki, potwory, morderców...
- Skończ!- krzyknął jeden z wampirów i wstał, stając nie daleko niej. Reszta przyglądała się całemu zajściu w skupieniu. Lottie wydawała się bardzo dobrze bawić i nie widzieć zagrożenia dla ludzkiej dziewczyny.
- Wiem, że prawda boli i trudno się jej słucha, lecz z doświadczeniem paru wieków powinniście do tego przywyknąć, ludzie was nienawidzą.
- Zaczynasz przeginać! Pamiętaj, że mogliśmy cię zabić od razu i coraz bardziej żałuję, że puściłem tam Oscara a nie pojechałem sam.- warknął, a jego oczy przybrały kolor głębokiej czerni. Ale Claudia postanowiła już nie bać się pijawek. Musi dać im w kość i udowodnić, czym na prawdę są. Lottie przyglądała się temu, a jej oczy przybrały kolor ciemnej zieleni. Podobno to oznacza smutek. Tak mówił ojciec Claudii. Smutek rzadko okazywany jest wśród wampirów.
- Ojej mam wam dziękować za morderstwo szesnastu osób? A więc dziękuję jesteście miłosierni, postawię dla was pomnik na Trafalgar Squere, zaraz obok grobów tych ludzi.
Wysoki blondyn rzucił się w stronę brunetki, ukazując swoje długie kły. Ta instynktownie zasłoniła się ręką. Ludzki odruch- osłonięcie twarzy i skierowanie jej ku dołowi. Lottie zachichotała, przez co została zmierzona morderczym wzrokiem przez większość wampirów obecnych w sali. Oscar odepchnął blondyna w kierunku ściany, od której ten odbił się i pozostawił po sobie spore wgniecenie. Jednak nie poprzestał na jednym ataku i ponownie ruszył do przodu. Oscar nie dawał rady utrzymać silniejszego wampira, więc do pomocy miał Fernando i tajemniczego czarnowłosego. Eden stał przed Claudią, gdyby w razie co zadziałać na swojego przyjaciela mocami. Lottie nie robiła nic, jedynie siedziała i przyglądała się wszystkiemu z obojętnością i ignorancją. Claudia zaczynała jednak żałować swoich słów, w końcu może stać się jej w każdej chwili krzywda. Nie warto robić sobie wrogów wśród wampirów.
- Marco, uspokój się!- krzyczała Paula, ale trzymała się z boku. Była w ciąży, a jej brzuch był ogromny. O wiele większy niż ludzkiej kobiety w ciąży, w dziewiątym miesiącu.
- Lottie zrób coś!- jęknął Oscar, który został zepchnięty przez blondyna na stolik do kawy. Blondynka z ociąganiem wstała i stanęła przed Edenem. Jakimś cudem Marco przebił się przez Fernando i Matsa, ale na drodze stanęła mu blondynka, która położyła dłoń na jego piersi i odepchnęła go lekko. Prawie w ogóle się nie cofnął, ale patrzył na nią ze spokojniejszym wyrazem twarzy,
- To tylko człowiek Marco, pamiętaj kim jesteś. - mówiła cichym i niewinnym głosem. Claudia prychnęła, co zwróciła na nią uwagę reszty.- Nie licz na to, że ojciec cię uratuję. Został wygnany z naszego królestwa za zdradę. Nie znajdzie się tutaj przez najbliższe tysiąclecie. Potem odbędzie się proces i wtedy zdecydujemy co dalej z nim poczynić, jednak w każdej chwili możliwa jest egzekucja. Los twojej rodziny jest w twoich rękach, Claudio Lerman.
Grali na jej uczuciach i próbowali wpłynąć na jej zachowanie. Ojciec powtarzał jej, że to cholerni manipulanci, których nie obchodzi los innych istnień. Wampiry nie kochają, nie przywiązują się do innych nawet tego samego gatunku. Żyją w tłumie, a jednak samotnie. To strąceni aniołowie, którym odebrano skrzydła i wysłano na wieczną karę w postaci samotności i obojętności.
- Mój ojciec nie ma z wami nic wspólnego, nie jest nieśmiertelny, jest łowcą demonów i sukubów, oraz kierownikiem działa bezpieczeństwa.
- Jesteś pewna, że Ian Lerman nie ma z nami nic wspólnego? W stu procentach?- uniosła idealnie podkreśloną brew.- Nie wiesz nic o sobie i o swoim przeznaczeniu, o swoim pochodzeniu. Żyjesz w niewiedzy przez dwadzieścia jeden lat. Od ciebie zależy, czy wysłuchasz mnie i zaakceptujesz to czym jesteś.
- Jestem człowiekiem. Czło-wie-kiem, człowiekiem. Tak samo jak moja rodzina. Nie mam czego akceptować. - skrzyżowała ręce na piersi. W między czasie Marco ulotnił się z pomieszczenia, aby nie zrobić krzywdy sobie i innym. Paula podążyła zaraz za nim i razem poszli na spacer w koło zamku.
- Nawet nie chcesz poznać naszej wersji? Potem zaczniesz kojarzyć fakty, a gdy poznasz swoje zdolności i historię to zrozumiesz dlaczego się tu znalazłaś. Claudia, wyjdzie to nam wszystkim na dobre, skończy się ten cyrk i może zaczniesz nas szanować, tak jak my szanujemy ciebie.- do rozmowy włączył się Oscar. Eden jedynie trzymał się na uboczu i wszystkiemu przysłuchiwał, by w razie czego interweniować.
- Szanujecie mnie?- prychnęła i spojrzała w jego blado fiołkowe oczy, które już nie były tak zjawiskowe jak Edena czy Lottie.- Jestem człowiekiem, wampiry nie szanują ludzi.
- Musimy szanować to co jemy.- blondynka ponownie usiadła na fotelu, wyciągając nogi na oparciu.
- Lottie- Fernando skarcił ją wzrokiem, a przecież to on jest jednym z tych nieodpowiedzialnych i niezbyt inteligentnych. Nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi, była obojętna na wszystko.
- Nie pytaj się jej o zdanie tylko powiedz co masz do powiedzenia. Nie rozumiem, dlaczego traktujecie ją jak rzadki okaz. Półbogów jest mnóstwo.- Eden pierwszy raz wziął udział w konwersacji o Claudii. Zachowywał się tak arogancko i obojętnie jak jego młodsza siostra.
- Jak uważasz- przyznała od razu i popatrzyła niechętnie na brunetkę.- Jesteś tu po to, aby nam pomóc. Ale aby nam pomóc, musisz dowiedzieć się o swoich pochodzeniu i poznać swoje umiejętności. Otóż nie jesteśmy tym, za których nas uważasz. Bynajmniej nie ja i nie moje rodzeństwo czyli Eden, Oscar, Fernando, Leo i Sara. Nie poznałaś jeszcze Leo i Sary, bo są w obozie w Rzymie aby przekazać informacje szkolącym się półbogów. Gdyby twój ojciec powiedział ci wcześniej kim jesteś, pewnie rozwijałabyś się tam, ale coś nie wyszło. Wolał wpajać ci kłamstwa na nasz temat, nauczył cię nas nienawidzić.
- Sama postanowiłam nienawidzić morderców. To ludzka rzecz.- mruknęła.
Lottie uśmiechnęła się pod nosem i rysowała palcem kółka na swojej bladej dłoni. Zagryzła ostrym kłem dolną wargę i fiołkowymi oczami spojrzała na brunetkę. Uśmiechała się, ale nie szczerze. To nie był szczery uśmiech.
- A więc powiedz, co powiedział ci o nas twój tata. Wtedy zobaczysz, jacy jesteśmy. Opowiedz mi o wampirach Iana Lermana.
Claudia zastanawiała się chwilę nad sensem jej pytania. Jeśli próbowała nią manipulować, to opanowała tą sztukę do perfekcji. Wydawała się mówić normalnym tonem, nie wyglądała jakby kłamała. Jednak ojciec ostrzegał ją przed kłamstwami i manipulowaniem przez krwiopijców. Nie znają prawdziwych uczuć, dlatego są jak najbardziej obojętni na los ludzki. Między innymi dlatego nie żywią się krwią zwierząt albo z banku krwi. Zabijając.
- Jesteście kłamcami. Nie robicie nic innego. Składacie obietnice wiedząc, że nigdy ich nie spełnicie. Jesteście manipulantami. Potraficie sterować nad klimatem i wpajać ludziom rzeczy, które nie miały i nie będą miały miejsca. Zabijacie dla przyjemności. Gdybyście chcieli to żywilibyście się krwią zwierząt.
- Nie mów o tym jacy jesteśmy z charakteru, Claudio.- wyszeptała, patrząc wprost w jej oczy. Ponownie ludzka dziewczyna nie mogła oderwać wzroku.- Powiedz mi jak można z nami walczyć.
- Przebić wasze serca lub wbić ostry przedmiot w plecy. Czosnek. Działa czosnek. Spalenie. Trzeba was spalić. Lub uciąć głowę.
- Otóż, nie zabijesz tak wampira. Żadnego.- odpowiedziała chwilę później, tym razem nie patrząc w jej oczy. Patrzyła się w przestrzeń, jakby chciała znaleźć się gdzie indziej. I tego właśnie pragnęła, bo ostatnie czego chcę to przebywanie w towarzystwie ludzkiej dziewczyny. Głupiej i naiwnej.
- Kłamiesz. Wszyscy jesteście kłamcami.
Blondynka powoli wstała. Podeszła do stolika i zgrabnym ruchem oderwała od niego nóżkę. Stolik przewrócił się, ale nie zwróciła na to uwagi. Cały czas patrzyła w stronę Claudii. Podała jej drewno, które przypominało kołek. Było ostro zakończone i masywne. Z łatwością zabiłaby tym wampira. Wampirzyca stanęła na przeciwko niej z rękoma zawieszonymi przy bokach.
- A więc spróbuj mnie zabić.
Claudia nie spodziewała się takiej propozycji z ust blondynki. Stanęła jednak na przeciwko niej i z obojętną miną podniosła kołek do góry i starała się przebić jej serce. Jednak coś mówiło, że ona prowokuję ją, by potem ponownie ośmieszyć. Jej instynkty ludzkie mówiły to samo. Ale z drugiej strony będą się śmiać i myśleć, że jest słaba. A słabych traktuje się źle, nie ma się do nich szacunku, który u niej jest podstawą. Spojrzała w jej fiołkowe oczy, które nie mówiły nic. Przyglądały się jej twarzy. "No dalej" rozgrzmiało w jej głowie. Prawie pisnęła, słysząc obcy głos w swojej głowie. Męski. Skądś go znała. Ale nie wiedziała skąd. Spojrzała w stronę reszty, by sprawdzić czy żadne z nich tego nie powiedziało, ale oni przyglądali się jej z wyczekiwaniem. W końcu wbiła kołek w serce dziewczyny, a ona ani drgnęła. Nie stało się nic. Nie zamieniła się w popiół, jej ciało nie zaczynało gnić. Stała tak jak wcześniej tylko, że... z kołkiem w sercu. Uśmiechnęła się pod nosem i wyciągnęła rękę po drewno, wyjmując je z lekkim oporem z serca. Rana zasklepiła się szybko, pozostawiając po sobie plamę na koszuli. Ku zdziwieniu Claudii, blondynka zdjęła ją z siebie. Pod spodem miała koszulkę na ramiączkach, ale ona też miała na sobie plamę z krwi. Pokojówka zjawiła się przed nią bardzo szybko i podała czysta, miętową koszulę. Musiała być nimfą lub wróżką, skoro z niczego zrobiła nowe ubranie. Blondynka w podzięce skinęła głową i założyła czyste ubranie, nie wiadomo jak zdejmując podkoszulek. Nie wstydziła się reszty, inni nie uznali tego widoku za dziwny. Jedynie Eden przyglądał się z niepokojem poczynaniom swojej siostry.
- Dlaczego nie umarłaś?- wykrztusiła zaskoczona i zszokowana. Powinna umrzeć. Takie zasady wpajał jej ojciec, uczył wbijać kołek w ciało wampira. Na własne oczy widziała materiał, gdzie Ian Lerman zabijał wampira. Po przebiciu kołkiem, który trafił w serce, zmienił się w proch. Te prochy spoczywają w ich piwnicy, jak prochy innych demonów które zabił jej ojciec. Nie wiedziała co się tu dzieje. Czy rzeczywiście to co mówił nie było prawdą? Nie, nie okłamałby jej nigdy. Wyrzuciła tą myśl z głowy szybciej niż przyszła. Ufa mu.
- Nieśmiertelnego, nie można zabić. Jestem pewna, że teraz wysłuchasz kim jestem ja i moje rodzeństwo. Nalegam, abyś usiadła, ponieważ będzie to dłuższa opowieść. Nie musisz mi na nią odpowiadać. Masz w nią uwierzyć, bo tylko wtedy przetrwasz.- usiadła na fotelu, a Eden nagle zjawił się blisko niej i mówił coś cicho do jej ucha. Ta skinęła głową. Nagle zniknął i nie wrócił już do końca ich rozmowy.
- No dobra, posłucham, ale mój ojciec mnie nie okłamuję.
- Mylisz się, co do nas. Nie jesteśmy wampirami. Ale najpierw może dowiesz się coś o nich. Jak pewnie się domyślasz, moją matką jest wampirzyca zrodzona z krwi pierwotnych, a ojciec sukubem. Miałaś zaszczyt być jego pożywieniem, czyli nikt nie może cię skrzywdzić. Na razie. Póki nie zerwiesz przysięgi jaką mu tym złożyłaś.
- Jakiej przysięgi?- spytała przerażona. Bo co mogła obiecać sukubowi, który jest odzwierciedleniem wszystkim co złe.
- Nie będziesz próbowała stąd uciec. Pierwotne sukuby traktują takie przysięgi bardzo poważnie. Jeśli ją złamiesz, będziesz musiała odpowiedzieć na zadaną przez niego zagadkę. Zgadniesz- masz wolność. A jeśli nie, będziesz u nas dłużej niż to konieczne. Jestem zadziwiona, że dostałaś coś tak lekkiego, jeżeli zna się mojego ojca.- przerwała na moment, aby Claudia zdążyła przyswoić do siebie tą informację. Na razie nie było tak strasznie jak uważała, że będzie. Pokiwała delikatnie głową, na znak aby blondynka kontynuowała.- Wampiry żyją wiecznie, lecz nie są nieśmiertelni. Można je zabić i to bardzo łatwym sposobem. Oczywiście, przebijając ich pierś kołkiem, ale po przeciwnej stronie serca. Tam gromadzą się tkanki wampiryzmu, ale to poznaje się studiując na Akademii Wampirów. Nie musisz wiedzieć wszystkiego. Po prostu potem umierają. Również poprzez spalenie, ale bez głowy też żyją, bo ona po jakimś czasie rośnie ponownie. Jest to nieprzyjemny proces regeneracji.
- Doświadczyłaś go?- spytała, krzyżując ręce na piersi. Dziewczyna nie odpowiedziała i kontynuowała swoją opowieść.
- Wampiry mogą żywić się krwią zwierząt, ale rzadko to robią. Na ogól ich ślina przyśpiesza leczenie, przez co ślady po kłach znikają w dwadzieścia minut. Nie zabijają swoich ofiar, bo umieją się opanować i nie potrzebują wiele krwi.
- Super, wampirki są takie łaskawe.- prychnęła. Dalej nie zwracała na nią uwagi i potraktowała jej zachowania, jako zachętę.
- Nieśmiertelni czyli ja, Eden, Oscar, Fernando, Sara i Leo, mamy cechy wampiryzmu tylko dlatego że byliśmy przemienieni. Każdy z nas był kiedyś człowiekiem. Przynajmniej pół.
Nie mogła uwierzyć. Oni kiedyś byli ludźmi. Spojrzała na nich dziwnie, z nutką zrozumienia. Zachowywali się jak wampiry, nie odnosili się z szacunkiem do istoty ludzkiej i zabijali ich, jakby nie pamiętali że kiedyś sami byli ofiarami. Poza tym Lottie była bardzo podobna do swojej matki, która bez zaprzeczenia jest wampirem.
- Ale mówicie o nich jak o swoich rodzicach.- wskazała ręką na górę, tam gdzie znajduję się komnata królewska. Lottie wzruszyła ramionami i mówiła dalej:
- Nazywamy rodzicami tych, którzy nas przemienili i nazwali swoimi dziećmi. Żadne z nas nie jest związane więzami krwi, ale każde z nas jest zbyt potężne, by pozostać człowiekiem. Groziłoby nam niebezpieczeństwo.
Poprawiła pierścionek z kolorowym oczkiem na palcu wskazującym. Jego kolor zmieniał się wraz z kolorem jej oczu. Teraz były ciemno niebieskie, wyrażały nicość. Smutek. Przygnębienie.
- Claudia, czy wierzysz w mity?- po raz pierwszy od kilku minut spojrzała na nią. Prosto w jej oczy. Momentalnie zmieniły się na fiołkowy kolor.
- Jakie mity?
- O tych, których uczyłaś się w szkole. Zeus, Posejdon, Hades...
- A tych. Nie wierzę, tata mówi że to zwykłe zabobony.
Uśmiechnęła się smutno i ponownie odwróciła wzrok, bawiąc się pierścieniem. Claudia zorientowała się, że ciągle to robiła. Bez przerwy, nawet gdy na nią nie patrzyła. Miała ochotę spytać jakie ma działanie, ale zorientowała się, że w środku coś się przelewa.
- To krew pierwotnego wampira, zmieszana z moją. Daję mi siłę, dlatego mnie nie ścigają. Każde z nas- mojego rodzeństwa- ma taki.
- Kto was ściga?
- Tytani.
Zmarszczyła brwi. Tytani pojawiali się jedynie w mitologii greckiej. Czasami rzymskiej. Nie wiedziała o co jej może chodzić, skoro to tylko bożki w których wierzyli grecy. Każda religia wierzy w o innego, ci wierzyli w to. Nigdy nie uczyła się o nich jak o wampirach, bo po co wierzyć w coś co nigdy nie istniało? Gdyby byli jakimś zagrożeniem to ojciec powiedziałby jej o nich i poinformował jak z nimi walczyć i ich zwyciężyć. Nie rozmawiano o tym w domu, tak jak o krwiopijcach i wilkołakach.
- Ty nic nie wiesz. Taił przed tobą informację o twoim pochodzeniu, przeznaczeniu.- pokręciła głową z niedowierzaniem. Skoro był takim kochającym ojcem jak mówiła brunetka, to narażał ją każdego dnia na coraz to większe niebezpieczeństwo. Szczególnie w tych czasach, gdy w Tartarze coś się dzieje.
- Że kim jestem?
- Nigdy nie uczyłaś się o Tytanach, jedynie o najważniejszych bogach. Pewnie nie wiesz kto to Eros, Nike, Helios. Uważani są za mniej ważnych tylko dlatego, że są niżej oceniani w hierarchii na Olimpie. Śmieszna ranga. Najpierw był chaos. Potem była Gaja i Uranos. Gaja jest usposobieniem Ziemi, spokoju i wszelkich dóbr na świecie, a Uranos jest Niebem. Nie jest tak ważny jak Gaja, która jest zdecydowanie najsilniejsza.- powiedziała z dumą, wysoko unosząc podbródek. Dokładnie wiedziała o kim mówi i że musi mówić o niej z największym szacunkiem. Tak jakby mówiła o sobie samej.- Najpierw byli Tytani, potem kilkopowie czyli cyklopi. Potem byli hekatonchejrowie czyli sturęci o których pewnie wcale nie słyszałaś. Otóż Uranos nie był zadowolony z potomstwa i zrzucił je do Tartaru, który został z chaosu. Z Tartaru nie ma wyjścia. To najgłębsze i najstraszniejsze więzienie w jakim można się znaleźć. Gorzej, jeśli tam znajdziesz się przypadkiem. Wtedy masz prawo wyjść, ale szanse są znikome. Kronos obalił Uranosa, dzięki czemu powstały największe bogini zemsty czyli erynie. Byłaś narażona na ich atak, z tego co wiem dużo ich w Londynie. Kronos połykał swoje dzieci, bo bał się, że któreś będzie tak silne jak on był i obali tym razem jego. Kiedy urodził się Zeus, Reja zostawiła go na wyspie. Kiedy najważniejsi bogowie: Zeus, Posejdon, Hades, Hera, Hestia,Demeter przyszli na świat, rozpoczęła się wojna. Wygrało nowe pokolenie bogów. Tyfon chciał im przeszkodzić, ale Zeus pokonał go jakimś cudem. Nie wiem czy wiesz, ale jeśli Etna jest niespokojna, znaczy to że Tyfon się budzi. Biedny. Tak o to powstał nasz świat, to prawdziwa historia o powstaniu świata.
Claudia nie wiedziała co odpowiedzieć, Lottie dobrze mówiła. Nie słyszała wcześniej o takiej wersji powstania świata, ale jest ich tak dużo, że sama się pogubiła. Usiadła wygodniej, czując, że to jeszcze nie koniec. Jednak traktowała to jak opowieść do kominka, a nie prawdziwą historię która ma potraktować poważnie. To wciskane było młodym grekom w szkołach, a oni głupio wierzyli w bogów i ich zdolności. Świat po prostu istniał i nie warto sobie tym zaprzątać głowy. Tak przynajmniej twierdziła brunetka.
- Bogowie stopniowo rozwijali Olimp. Niestety zdarzało im się zabawiać z ludźmi. Z takich związków powstawali herosi: bogowie półkrwi. Dlatego Zeus wydał zakaz spotykania się z dziećmi ziemskimi i innymi ludźmi, jeśli nie jest to potrzebne. Jednak dzieci rodzą się do dzisiaj, nic nie można na to poradzić. Problemem było, gdy Tytani jakimś cudem... wyszli z Tartaru i spiskowali przeciwko Bogom. Okeanos, Kojos, Krios, Rea, Temida i Kronos. To im udało się wyjść z Tartaru i jakimś cudem przekonali Gaję do swojego grona. Stworzyli dzieci gigantów. No swoje dzieci. One powinny być Bogami, ale zostali zesłani na ziemię. Przepowiednia mówi, że jest ich tylko sześcioro. Rozproszonych po całym świecie. Dzieci te są rzadko spotykane. Najczęściej giną z ręki upadłych aniołów. Ale jakimś cudem całą szóstkę udało się zebrać w całość.
Oscar uśmiechnął się do niej. Odwzajemniła uśmiech, ale tylko na chwilę, bo ponownie stała się poważna i przygnębiona. Już nie obojętna, a to chyba jakiś postęp jeśli chodzi o Lottie.
- Po co mi to mówisz?
- Twój ojciec chronił cię przed wiedzą o bogach, bo nie chciał abyś dowiedziała się prawdy, przez co narażał cię na niebezpieczeństwo. Jesteś... jesteś półbogiem.
Wszystko zaczynało jej się mieszać. Z tego co wie, jest córką Lermanów, a nie jakiegoś boga. Widziała swoje zdjęcia z dzieciństwa! Póki nie będzie miała twardych dowodów, nie będzie wierzyła w słowa wampirów, chociaż w głębi duszy czuła, że to może układać się w całość. Bo po co miałaby się wysilać i jej to wszystko opowiadać? Ale w końcu jest nieśmiertelna i ma na to całą wieczność.
- Nonsens. Niby które z moich rodziców spałoby z bogiem?
- Twój ojciec- Ian Lerman. Upadły anioł. Jest łowcą, został strącony. Był wampirem, odebrano mu ten dar przez swoją zdradę. Twój ojciec zabił półboga i wyjawił, że zrobił to celowo. Dla niego bogowie nie powinni mieć racji bytu, dlatego o nich nie wspominał abyś nie przyłączyła się do jakiegoś obozu. A ty nie dociekałaś prawdy bo byłaś w niego zapatrzona. Twój ojciec jest jednym ze stworzeń, których ty nienawidzisz. Ten potwór wciąż jest w jego sercu.
Łzy napłynęły jej do oczu, myśląc o tym, że przez cały ten czas żyła w nie wiedzy. Coś z tyłu jej głowy kazało uwierzyć Lottie i reszcie, bo wszystko co mówili miało sens i składało się w jedną całość. Bała się własnego ojca, który ją okłamał. Nie wiedziała dlaczego. Musiała się tego dowiedzieć. Wierzchem dłoni starła spływającą po policzku łzę i spojrzała na nią smutnym wzrokiem. W oczach Lottie spostrzegła... zrozumienie.
- Jesteś córką Hermesa, twoja matka oparła się mu. Jest bogiem sprytu i zręczności. Pełni funkcje boskiego posłańca. Opiekuję się złodziejami, heroldami, drogami, rzemieślnikami, podróżnymi kupcami. Jesteś ważnym półbogiem, jednak nie tak bardzo jak my. Albo Marco, który jest synem Hery.
- A kim jesteście wy?
Było jej wszystko jedno. Została oszukana, okazała się półbogiem, córką Hermesa. Ciągle w to nie wierzyła. Jej matka nie powiedziała jej o tym, a musiała wiedzieć. Po prostu musiała wiedzieć z kim spała i na co narażała własne dziecko. Podobno bardzo je kochała.
- Jesteśmy dziećmi z przepowiedni. Zamieniono nas w wampiry, aby nic nie zagrażało naszemu życiu. Bycie herosem jest ciężkie.
- Kto jest waszymi rodzicami?- dociekała.
- Fernando: Okeanos i Fojbe, Oscar: Rea i Kojos, Leo: Japetos i Temida, Sara: Thea Euryfaessa i Krios, Eden: Tedyta i Hyperion.- odpowiedziała bez wahania. Coś zaczynało przypominać się z opowieści jej i oglądanych w książkach historii. Coś mrocznego i tajemniczego.
- A ty? Kim jesteś?
Fernando spojrzał na nią nerwowo. Ta jej obojętność, wyrachowanie i spokój, kiedy inni już dawno wyrywaliby włosy z głowy. Jej duma i poczucie własnej wartości. Sposób poruszania się i mowy. Uroda. Jednocześnie była uczciwa i spokojna, a z drugiej strony okrutna na swój sposób. Gdzieś już słyszała o kimś takim, przez przypadek może z własnej ciekawości. Nie pamiętała tego za co pluła sobie w twarz.
- Kronos i Gaja.
Wow, pierońsko długi rozdział. jak wrzuciłam do Worda to mi 9 stron wyszło:D Proponuję, żebyś mimo wszystko pisała troszkę krótsze, bo wiele osób przy czymś tak długim się zniechęca, a przecież nie o to chodzi ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak spodobało Ci się moje opowiadanie i że udało Ci się przeczytać całość. Bardzo mi się miło zrobiło czytając komentarz od Ciebie;)
Szczerze powiedziawszy jestem bardzo zaskoczona, że tak rozwinęłaś akcję. Okazało się, że ojciec cały czas ją oszukiwał a ona była w niego tak zapatrzona, ze nic nie zauważyła. Jestem w szoku, naprawdę. Myślałam, że chociaż tej jednej osobie mogła ufać, a on tak naprawdę najbardziej ją zranił.
Podobało mi się jak zaczeła fikać do tych wampirów;D Pokazała, że nie jest jakąś cichą myszką i że potrafi walczyć o swoje zdanie. To jest świetna cecha. Choć z drugiej strony zachowała się trochę nieodpowiedzialnie, mogli się przecież wkurzyć i zrobić jej krzywdę.
Czekam na następny rozdział!:) Dodaję Cię do linek i do obserwowanych. Jeśli masz ochotę również mnie dodaj, będzie łatwiej. A no i powiadamiaj o kolejnych rozdziałach jeśli możesz;) I chciałam jeszcze zapytać, czy ja też mam to robić?:)
Pozdrawiam !:*
No widzisz, mi wychodzi albo za długi, albo za krótki, nigdy nie umiem dobrze trafić. Ale wydaję mi się, że jest taki długi przy tak na prawdę jednym zdarzeniu tylko dlatego, że Lottie dużo mówi o mitologii no i przecież Claudia nie byłaby sobą gdyby czegoś nie namieszała i nie opóźniłaby tego:D Dziękuję za miłe słowa i prosiłabym, abyś informowała mnie o rozdziałach, również dodaję do obserwowanych:)
UsuńPozdrawiam i życzę miłych wakacji:*
Nie chciałabym Ci zaśmiecać powiadomieniami rozdziałów;) Mogłabyś stworzyć zakładkę spam czy coś takiego?:) No chyba, że nie będzie Ci to przeszkadzało;)
UsuńHmm dodawaj powiadomienia w komentarzach pod 01.Pilot : )
Usuń