piątek, 8 sierpnia 2014

5. Wyzwanie

Witam moje wampirki :) 
Nigdy nie pisałam informacji ode mnie, będę robiła to teraz przy każdym poście. Będzie to coś w rodzaju zwiastunu rozdziału. Na razie jednak chciałabym opowiedzieć trochę o sobie. Nazywam się Natalia i piszę od czerwca- na razie o piłkarzach. Pewnie wyobrażacie mnie sobie jako szaloną ghotkę, ale przysięgam, że w szafie mam kolorowe ubrania i słucham TMK aka piekielnego i Skylar Grey, zamiast Monsona. Mam za sobą dwa napisane bloggi o Neymarze i Gotze. W tym opowiadaniu, służą mi imiona i wygląd zawodników dla was, bo moje zdolności nie umieją opisywać postaci męskich, nie wiem dlaczego. Pomysł pomieszał się z wielu filmów, takich jak Percy Jackson- opiera się w końcu na zjawiskach mitologicznych, dzieci bogów i mity, chociaż nie ma obozu półkrwi, ani nikt nie ukradł pioruna. Wszystko będzie kręcić się wokół tytanów, to powinno was zaciekawić. Zainspirowała mnie również książka Abigail Gibbs (którą gorąco polecam do przeczytania, można znaleźć na chomikuj jak ja) Kolacja z Wampirem. Lottie to uosobienie Kaspara- mroczna, tajemnicza, nieziemsko piękna wampirzyca, chociaż Kaspar nie był dzieckiem tytanów. Również Eden ma w sobie coś z księcia wampirów i nie tylko tytuł. Cechy charakteru jego i Lottie są bardzo przybliżone do przedstawienia wampira przez Abigail Gibbs. Za to Claudia przypomina Violet, chociaż została sprowadzona do zamku w innej przyczynie i w innych okolicznościach, jednak miłość jaką przeżyję z dwoma wampirami (ciekawe, czy domyślacie się z którymi) będzie również burzliwa jak jej mieszane uczucia do świata wampirów. Wampiryzm w moim wydaniu jest zupełnie inny niż w książce panny Gibbs. Nie skupia ona się na miłości człowieka z wampirem, ale na przeznaczeniu Claudii, który okazuję się półboginią. Nie na niej skupi się również uwaga, bo Lottie wpakuję się w większe kłopoty od niej. Ja wampiryzm przedstawiam, jako zero powodów do dumy, jednak to również wielki dar. Jak powiedziała Lottie w pierwszych rozdziałach- mordercy zabijają dla przyjemności, a wampiry po to, by przetrwać. Dary takie jak zmienny kolor oczu zależnie od humoru, szybkość, siła, nie wstręt przed światłem czy bladość oraz uroda są często spotykane w filmach czy książkach. Ale przyznajcie sami- czy kiedykolwiek spotkaliście się z wampirami półbogami? 
I jak pod każdym rozdziałem zadam pytanie, czyli zachęcam do komentowania nawet z samą odpowiedzią. Jeśli mielibyście czas i chęci, to zapraszam do dzielenia się moim bloggiem z innymi, bo sama nie mam na tyle czasu by rozsyłać do innych pisarzy lub czytelników. Mam wiele na głowie, przeprowadzka, nowa szkoła a potem nauka i rehabilitacje. Piszę aby się odstresować. Zdradzę wam, iż wysyłam moje rozdziały dalej, do ludzi, którzy-mam nadzieję- dostrzegą moją bujną wyobraźnię, bo talentu jako takiego do pisania nie mam, może i jest przeciętny. 
Pytanie rozdziału piątego: Bardziej ciekawi was postać ludzkiej- a jednak nie ludzkiej Claudii czy aroganckiej i obojętnej, ale bez wątpienia wyjątkowej Lottie, która wie o człowieczeństwie zbyt wiele jak na wampira? Która waszym zdaniem powinna być traktowana jako główna bohaterka? A może obie na raz? Uzasadnijcie swój wybór. 
Następny rozdział pojawi się w czasie nie bliższym jak dwa tygodnie. Życzę miłego czytania i zapraszam gorąco do komentowania i obserwowania witryny.
Pozdrawiam i życzę miłego wypoczynku w trumience! : )




          Minęły dwa dni odkąd Claudia dowiedziała się prawdy o swoim pochodzeniu. Nie wychodziła z pokoju, nie pokazywała się przy innych wampirach i zbywała przychodzącego Oscara czy Fernando, któzy chcieli zabrać ją na posiłek. Od dwóch dni leżała i patrzyła się w sufit. Nie wyszła ze swojego pokoju, bo to co się dowiedziała za bardzo ją przytłaczało. Dzisiaj jednak postanowiła dowiedzieć się czegoś więcej o półbogach, ale nie mogła udać się do wampirów, a szczególnie nie do Lottie. Po prysznicu i w czystych ubraniach wyszła na korytarz. Sądziła, że nikt nie będzie przechodził i spokojnie uda się do komnaty królowej. Wydawała się ciepłą i przyjemną osobą, która wie na co się pisała przemieniając dzieci Tytanów. Bo na pewno nie zrobiłby to okrutny sukub.
          Z tego co zauważyła, nie było nikogo w zasięgu jej wzroku ale nie tylko na piętrze. W holu nie kręciła się żadna żywa dusza. No... tutaj jedyną żywą duszą jest ona sama, ale pominęła ten fakt i najciszej jak umiała zeszła po długich, krętych schodach. Zatrzymała się i kucnęła, kiedy usłyszała kroki pod sobą. Pokojówka zmierzała do kuchni i nie wychodziła z niej przez pięć minut. Tak wskazywał wielki zegar nad drzwiami wyjściowymi. Miała bose stopy, więc nie wyda żadnego dźwięku, ale nie pomoże jej to w ucieczce przez las, który otaczał obszar w koło zamku. Pamiętała to, chociaż jechali nocą i działo się to zbyt szybko. 
          Teraz albo nigdy. pomyślała i pognała szybko w stronę drzwi. Teraz wszyscy byli zajęci przygotowaniami na przyjęcie urodzinowe królowej, więc nie było nikogo kto pilnowałby wejście, skoro muszą zabezpieczyć salę balową. Nikt nie pognał za nią, gdy pchnęła masywne i wysokie drzwi. Zdecydowanie opóźniły jej bieg. Zeskoczyła z sześciu stopni i chyba odbiła sobie piętę, ale przez przypływ adrenaliny nie poczuła bólu i dalej biegła. Przy rzece odwróciła się w stronę zamku, podziwiając jego piękno. Wampiry miały gust, ale wciąż byli tym czym byli. Claudia musi dowiedzieć się prawdy. Musi porozmawiać z ojcem. Najbardziej chciałaby dowiedzieć się, że to kłamstwo i że jest już bezpieczna, a łowcy zmierzają do tego zamku by zabić wampirów. Wtedy spałaby spokojnie. Wydawało jej się, że w oknie spostrzegła zarys postaci blondynki, ale jeśli była to ona to nie przejęła się jej ucieczką. Odgarnęła mokre loki na plecy i odwróciła się, ale nie ruszyła. Dała jej szansę ucieczki, tak przynajmniej zrozumiała brunetka, więc zrobiła to. Uciekała przez las ile sił w nogach. Nie czuła zmęczenia, a wzrost wspomagał ją przy biegu. Zaczęła dziękować bogu za swoje umiejętności w sporcie, bynajmniej nie przez jej pochodzenie. Pochodzenie, w które nie wierzyła i nie chciała wierzyć. 
          Minęła jakąś ciemną postać, ale dostrzegła ją jedynie kątem oka więc nie wiedziała czy to tylko złudzenie, czy rzeczywiście ktoś tam stoi i patrzy na nią. Za chwilę zapomniała o czarnej plamie przy wielkiej sośnie i kierowała się na północ. Gdzie pobiegnie- nie wie, ale ma nadzieję, że wystarczy jej sił aby dobiec do drogi, bo wtedy będzie mogła zatrzymać jakiś samochód, a wtedy poprosi ludzi o pomoc. Nie myślała o zmęczeniu i piekącym bólu w stopach, które pewnie zdarte są już do żywego mięsa. Żywego. To się liczy. Jest człowiekiem i nie czuła się nim bardziej niż w tej chwili. Pomyślała o przysiędze sukuba- nic mu nie przysięgała, więc nie będzie miała wyrzutów sumienia. 
          Usłyszała świst obok siebie i odwróciła głowę w tamtą stronę, nie przestając biec. Jednak spotkała się z uderzeniem o coś strasznie twardego i przewróciła się. Nad sobą widziała sylwetkę Oscara, jednego z braci Lottie. Kiwnął do kogoś głową i przerzucił ją sobie przez ramię. Całe szanse na ucieczkę poszły na marne. Krzyczała sfrustrowana i biła go pięściami po plecach, ale i to nie dawało wymarzonych rezultatów. Niósł ją jak worek kartofli, ale była w tym pewna rodzaju czułość. Jakby nie chciał, aby stała się jej krzywda. W miejscu gdzie ją dotykał czuła przyjemne mrowienie, ale zagłuszyła to złość i frustracja. Miała szansę- może ostatnią i zawiodła samą siebie i pewnie czekającą na nią matkę z ojcem. A co powie reszta rodziny na wieść, że została porwana? Podobno nikt inny nie jest łowcą ani nawet nie wie o istnieniu tych istot, chociaż podejrzewa o to dziadka. Nigdy go o to nie pytała i nie wiedziała czy będzie miała szansę. Zaczęła płakać, na wspomnienie o domu i swoim ciepłym pokoju z trofeami za osiągnięcia sportowe. Dopiero co poszła na studia. Tęskniła za zapachem pieczonego kurczaka co niedzielę. Dzisiaj chyba była niedziela, już straciła poczucie czasu. Nie czuła się dobrze, chciała wymiotować i wydała z siebie przeraźliwy pisk. Oscar błyskawicznie posadził ją pod jakimś drzewem i nachylił się nad nią.
- Fer, dam sobie radę. Idź i powiedz pokojówkom, żeby zrobiły jej ciepłą kąpiel. Powiadom Oliviera o wizycie w jego gabinecie, zaraz będziemy.- powiedział szybko do swojego brata. Ten pokiwał powoli głową i zniknął. Jedyne co podobało jej się w wampirach to szybka możliwość poruszania. Przez chwilę była ciekawa nawet, jakie było by jej życie, gdyby poruszała się w mgnieniu oka. 
- Dlaczego mnie złapałeś, zepsułeś wszystko...- wychlipała, i przetarła twarz wierzchem dłoni. Chłopak spojrzał na nią zielonkawymi oczami i usiadł na przeciwko, jakby wcale nie chciała uciec i wydać jego naturę. Przez chwilę nic nie mówił i jedynie bawił się maleńkim kwiatkiem, którego zerwał chwilę wcześniej.
- Wiem, że to musi być dla ciebie trudne, ale nie możemy cię wypuścić. Jedyne czego chcę to ochrona dla mojej rodziny. Jeśli będę miał pewność, że nie wydasz nas i że przez jednego półboga nie zawali się Olimp, to obiecuję, że przekonam Lottie do wypuszczenia ciebie. Masz moje słowo.
          Coś sprawiało, że chciała mu zaufać. Pragnęła jego zaufania, ale to pewnie dlatego, że on wydawał się na miłego, a ona nie miała do kogo się odezwać i podzielić tym co czuję. Nawet nie miała kartki papieru i długopisu, by niczym Elena Gilbert zacząć pisać pamiętnik. Wydawało jej się, że to Lottie jest najmłodsza z nich wszystkich, ale zaraz odzywała się i jej mowa temu zaprzeczała.
- DBO i tak o was wie, więc nic by się nie zmieniło, gdybyście wypuścili mnie teraz. Mój ojciec by was znalazł i zabił, to nic wielkiego, już raz to przeżyliście.
- Twój ojciec nie ma wstępu do zamku przez kolejne dziewięćset dwadzieścia lat. A jeśli będzie próbował, nieśmiertelność zostanie mu odebrane i zmieni się w kupę pyłu. Sądzisz, że to zrobi?- uniósł prawą brew do góry, co ją zawstydziło. Drobny gest, a pokazał jak bardzo głupio zachowywała się brunetka. Przez jej głowę przeszła okropna myśl. Skoro jej ojciec uczył ją nienawiści do wampirów a rzeczywiście nim był to musiał wiedzieć, że nie zestarzeje się a to będzie widać. Wszyscy by to widzieli. Wychodzi na to, że mama znała prawdę- w końcu nigdy nie wtrącała się w ich lekcje fizyczne jak i mentalne. Nie powiedziała im kim jest jej ojciec, tak samo jak nie powiedziała kto jest jej ojcem i naraziła ją na niebezpieczeństwo. Wracając do wampiryzmu jej ojca- skoro uczył jej nienawiści do tych istot to nie miał zamiaru jej przemienić aby żyła wiecznie razem z nim i może matką. Chciał aby umarła. Czy w ogóle może jeszcze nazywać go ojcem? Jeśli to prawda, to będzie musiała jednak przemyśleć jego tytuł. 
- Złapie was, jak będziecie polować. Przecież lubicie poruszać się na Trafalgar Squere.- spojrzała na niego spod byka, wspominając masakrę. Oscar uśmiechnął się smutno. To nie był jego pomysł ,ale nie zaprotestował słowom Fernando i sam przed sobą przyznał, że dobrze się bawił zabijając tych ludzi. Bo to leży w jego naturze. 
- Jest bezsilny. Musiałby być kimś większym niż zwyczajnym wampirem. Nasza pokojówka by go zabiła, bo jest córką Demeter. Ian Lerman jest zwykłym upadłym aniołem, nie mającym racji bytu. Zabił jednego z nas, nie boli cię to? Przez niego Eden... Ah on się zmienił. Twój ojciec zniszczył naszą rodzinę, a mój brat zszedł na wygnanie. Na szczęście ojciec uległ i przywrócił go. Nawet nie masz pojęcia, ile krzywdy wyrządził nam Ian Lerman. 
- Dlaczego Eden przez niego się zmienił?- nie wiedziała czemu zadała to pytanie, ale pomyślała, że tak trzeba. Zainteresował ją już pierwszego dnia, podając jej jabłko. Był jej osobistym Edwardem ze Zmierzchu. No ale w pewnym sensie wcale nie był jej. I nigdy nie będzie, nawet nie pomyślała o związku z krwiopijcą. 
- Powinniśmy wracać do zamku.- westchnął, rzucając kwiatek na bok. 
- Teraz, kiedy chciałam z tobą porozmawiać i dowiedzieć się chociaż w części o co tutaj chodzi? Lottie powiedziała mi tylko tyle, że jestem półbogiem i że mój ojciec jest upadłym aniołem, ale nie wyjaśniła kim oni są. Proszę, powiedz mi...
          Uległ pod naciskiem jej załzawionych, niebieskich oczu. Westchnął cicho i oparł głowę o drzewo. Siedzieli na przeciwko siebie, w bezpiecznej odległości. Nie mógł jej nic zrobić. Widziała jednak, że to co zaraz wypłynie z jego ust nie spodoba się jej...
- Upadli aniołowie są istotami paranormalnymi-dla ludzi, bo dla nas to zwyczajni inni- które zostały strącone, za swoją zdradę. Czyli za zabicie jednego z nas bezpodstawnie lub wyrządzenie krzywdy królestwu i stwarzanie zagrożenia dla gatunku. Odebrano im cechy na przykład wampiryzm czy odebrano możliwość magi. Jednak są nieśmiertelni, bo mają do tego prawo. Wtedy zostają wygnani z królestwa w którym mieszkali i są odsyłani do świata ludzi na wyznaczoną ilość czasu. Potem jest proces i wtedy decydują, czy trzeba się go pozbyć czy przebaczyć. Można również w każdej chwili przeprowadzić egzekucję- odebranie nieśmiertelności. 
          Zupełnie jej się to nie podobało, jeśli jej ojciec rzeczywiście był kimś takim. Coraz bardziej zaczynała w to wierzyć. Nie plątali się, mówili bez zastanowienia i po co mieliby dawać jej jedzenie, ciepły kąt i drogie ubrania, tylko po to by potem ją zabić? 
- Dlaczego Eden się zmienił?
- Bawimy się w zadawanie pytań? Powinniśmy już wracać, Lottie jest zła chociaż pewnie nie pokaże tego przy innych.
- Ona nie pokazuję uczuć nigdy.
          Mruknęła, wstając z ziemi bo wiedziała, że nie doczeka się jego odpowiedzi. Zachwiała się i ponownie upadłaby, lecz silne ramie złapało ją w porę. Bez pytania podniósł ją i ruszył powolnym krokiem w stronę zamku. Nie widziała go jeszcze i nie chciała prędko zobaczyć. Wystraszyła się, przykładając ucho do jego klatki piersiowej.
- Twoje serce bije!- krzyknęła, rozdziawiając usta. 
          Wzruszył ramionami i stwierdził, że to przecież normalne i żeby przyzwyczaiła się do tego, iż wampiry nie są takie jak mówił jej ojciec. Że są zupełnie inne. Poza tym Oscar jak i jego rodzeństwo mają cechy ludzkie. 
- Cóż, Lottie nie wygląda na człowieka. Zachowuje się strasznie w stosunku do was. Jest obojętna. I nie zwraca na was uwagi, nawet na was nie patrzy.
- Dużo przeszła. Nie wnikaj o co chodzi, ale oni z Edenem za dużo przeszli przez ostatni wiek. Martwię się o nią, wszyscy się martwimy. Kiedyś zamek przepełniony był jej śmiechem. Nawet nie wiesz jak dawno się śmiała. Tęsknie za tamtą Lottie- wiecznie uśmiechniętą i zadowoloną z jej losu.
          Odetchnął ciężko, a Claudia zobaczyła zarys zamku. Skrzywiła się, ale może wcale nie będzie tak źle jak myślała? Robiła się coraz bardziej senna, a ból w stopach przeszkadzał jej mocniej. W końcu... w końcu zasnęła.

          Obudziła się umyta i z opatrzonymi stopami. Na sobie miała piżamę. Ciekawiło ją, kto ją wykąpał i przebrał. Miała nadzieję, że nie był to Oscar a któraś z pokojówek, bo jeśli tak to nigdy nie pokaże mu się na oczy. Powoli wstała z łóżka, uważając na stopy. Nie kręciło jej się w głowie, ale miała zakwasy wszędzie gdzie to możliwe. To pewnie przez jej szalony bieg i próbę ucieczki z tego więzienia. Ale przyznaję, że dobrze rozmawiało jej się z Oscarem. Jest całkiem miły i odpowiada na jej pytania. Nie związane z jej rodziną, ale nie jest tak zadufany w sobie jak Lottie.
          Musiała pogadać z Lottie, musiała dowiedzieć się więcej o Hermesie i powodach jakich tu jest, bo ochrona nie pasuję do wampirów, nawet jeśli są dziećmi Tytanów. Pomoc nie leży w ich naturze, od tej zasady nie ma wyjątków.
          Zeszła ostrożnie po schodach, czując ból w poranionych stopach. Nie miała odwagi odsunąć bandaże i opatrunki, aby zobaczyć jak to wygląda, bo pewnie wygląda strasznie. Więc postanowiła zjechać po barierce na schodach. Jak postanowiła, tak zrobiła. Zadowolona z siebie, opierając się o ścianę poszła do sali balowej, w której znajdowała się Lottie. Widok jaki zobaczyła nawet ją rozczulił i uśmiechnęła się delikatnie.
          Eden z Fernando śmiali się i tarzali po podłodze, a wszędzie były serpentyny. Oscar trzymał Lottie na rękach. Oboje się śmiali  i dobrze bawili. Przez chwilę pożałowała, że nie jest ich rodzeństwem, ale wybiła sobie to z głowy. Wampiry trzymały się razem, gardzili ludźmi. Nawet jeśli jej ojciec ją okłamywał, zachowanie pijawek nie ulega zmianie.Nie zauważyli jej nawet, kiedy Lottie zeskoczyła z Oscara i zaczęła się z nim bić na żarty. Po chwili wampir leżał na plecach, a Lottie usiadła na jego brzuchu i zaczęła go łaskotać. Wszyscy się śmiali. Rzeczywiście miała piękny śmiech.
           Brunetka odchrząknęła, chociaż wcale nie chciała im przerywać. Blondynka poprawiła swoją skórzaną spódnicę w pół uda, która odsłaniała szczupłe, ale białe jak ściana nogi. Włosy odrzuciła na plecy i pomogła wstać bratu. Nie spojrzała na Claudie i dalej rozstawiała w sali elegancką zastawę. Brunetka podeszła do niej niepewna, czy może tu przebywać ale nikt jej nie skarcił ani nie zatrzymał, więc poczuła się pewniej. Zatrzymała się kilka kroków za nią i delikatnie dotknęła jej ramienia. Nie chciała na nią krzyczeć, po raz pierwszy jej współczuła i chciała pokazać, że wie iż jest to dla niej trudne, ale nie ma zamiaru zmieniać zdania na temat wampirów. Uśmiechnęła się do niej niepewnie i westchnęła cicho. Lottie uniosła wysoko brew, trzymając w ręce porcelanowe talerze.
- Chciałabym zadać ci parę pytań.
- Czyżby...- prychnęła, pozbywając się naczyń tak szybko, że było to niemożliwe nawet na wampira. Claudia otrząsnęła się dopiero po paru minutach.
- Dlaczego mnie tu trzymacie?
          Odpowiedziała jej głucha cisza. Lottie nawet na nią nie spojrzała. Zmieszana odszukała zestresowane spojrzenie Paulii, która niedługo miała rodzić. Miała wielki brzuch. Jakby było tam co najmniej dziesięciokilogramowe dziecko. Odrzuciła od siebie tę myśl i zadała inne pytanie, ale ono również nie doczekało się odpowiedzi. Zaczynała się irytować, a całe współczucie zeszło z niej jak powietrze z balonika. Zacisnęła mocno pięści.
- Zamierzasz odpowiedzieć mi na jakiekolwiek pytanie?!- prawie krzyknęła.
          Mimo to Lottie nie zwróciła na nią większej uwagi. Uśmiechnęła się pod nosem i dalej rozkładała sztućce. Było tak wiele krzeseł i miejsc do siedzenia, że zmieściłaby się tam cała armia. A może właśnie oni będą gośćmi?
- Jesteś nic nie wartym mordercą! Zachowujesz się jak pępek świata ale ogarnij się w końcu, że nie jesteś najważniejsza! Nie wnosisz nic do tego zamku, ranisz innych. Nic poza tym! Nie wiem jak oni z tobą wytrzymują, jest mi ich żal, że muszą mieszkać z taką suką jak ty. Moje ludzkie instynkty mówią mi, że nigdy nie miałaś przyjaciół, nigdy nie byłaś kochana.
          W następnej chwili usłyszała przeraźliwy świst obok siebie, a potem jej plecy uderzyły o ścianę. Jęknęła żałośnie i upadła na podłogę. Lottie stała w miejscu i patrzyła w jej stronę intensywnie zielonymi oczami. Nie ona ją zaatakowała. Tak skupiła się na osobie wampirzycy, że nie mogła zablokować kolejnego ataku ze strony rozwścieczonego wampira. Poczuła ucisk w gardle. Marco trzymał ją za gardło przy ścianie, a jego oczy nie były czerwone, ale czarne. Bardzo czarne.
- Marco!- krzyknęła Paula i złapała się za brzuch. Ciekawe, czy wampiry też rodzą jak ludzie, czy może dzieci wychodzą... ustami?
- Lottie uspokój go, na miłość Zeusa uspokój go!- krzyczał Oscar, który został zraniony przez blondyna. Wampirzyca powolnym krokiem podeszła do o wiele wyższego od siebie wampira i dotknęła jego ramienia bladą dłonią. Jej oczy miały bladoróżowy kolor, który zastąpiła głęboka czerń.
- Proszę...- szepnęła. Wampiry o coś proszą? Podobno zawsze dostają to czego chcą i nic nie może stanąć im na drodze.
          Marco niemal od razy puścił człowieka i zniknął z sali. Claudia kasłała, w ustach czuła metaliczny posmak własnej krwi. Spojrzała z dołu na Lottie. Była smutna. A Claudia czuła się okropnie. Miała wyrzuty sumienia. Zraniła nie tylko Lottie tymi wyzwiskami, ale i jej bliskich. No bo w końcu kochali ją i nie chcieli, by została obrzucona wyzwiskami. Szczególnie po tej sytuacji, kiedy wszyscy dobrze się bawili. Wszystko zepsułam. pomyślała brunetka i nie myliła się. Każdy w pomieszczeniu myślał tak samo. Uciekła to własnego pokoju, cały czas trzymając się za gardło. 

  Jednego dnia dowiedziała się, że jej ojciec był czymś czego sam nienawidził, że okłamywał ją przez całe życie i że jest córką Hermesa. Jeśli ktoś powiedziałby jej kilka dni temu co stało się dzisiaj- nie uwierzyłaby mu i wysłałaby do czubków. Bo kto uwierzyłby w istnienie bogów greckich, znanych tylko z mitów?
          Leżała w swoim łóżku i poczuła nagły przypływ adrenaliny. Oni sądzą, że już nie czuję się człowiekiem. Widziała to po ich twarzach, więc musi udowodnić, że jest w niej człowieczeństwo. Wcześniej dała im satysfakcje, ale nie tym razem. Zeszła z impetem do kuchni i skierowała się w stronę Lottie. Nalewała do kieliszków czerwony płyn, przypominający wino, ale Claudia wiedziała, że to krew i skrzywiła się. Nie poczuła odpychającego zapachu, co ją zdziwiło.
-Kłamiesz. Wszyscy kłamiecie.- powiedziała, walecznie podtrzymując jej wzrok. Spokojnie postawiła butelkę i zamknęła ją.
- Hm?
- Jestem człowiekiem.
- Czemu sądzisz, że kłamię?- jej oczy przybrały barwę krwistej czerwieni, ale tylko to zmieniło się w wyrazie jej twarzy. Brunetka uśmiechnęła się pewnie i popukała się w miejsce, gdzie bije jej serce.
- To mój dowód.
- Wilkołakom i nimfom też bije serce.- wzruszyła ramionami. W kuchni zebrał się spory tłum, nawet pokojówki oderwały się od pracy i słuchały ich wymianie zdań.
- Wierzę w swoje człowieczeństwo i idę po instynktach, który mówi mi że kłamiesz.
- Człowieczeństwo ci pomaga tak?
          Pokiwała twardo głową, chociaż jej pewność siebie malała z chwilą, gdy blondynka kazała usiąść jej obok siebie. Zrobiła to, nawet nie wiedząc czego. Przecież nie miała im ulegać i nie miała się ich słuchać. Wskazała małą, bladą dłonią na kieliszki stojące na przeciwko nich.
- Pokieruj instynktami i znajdź wino.
- Słucham?- zdziwiła się wyzwaniem, jakie rzuciła jej wampirzyca.
- To co słyszałaś.
          Z grupki wyłonił się Eden, który jak zwykle wyglądał niesamowicie w tej swojej obojętności, prawie tak samo jak Lottie. Brunetka przysunęła do siebie kieliszki. Każdy płyn wydawał jej się winem. Żaden z nich nie cuchnął, ale mogą być to pozory, więc wybrała ten który najmniej czuć było owocami, a więcej alkoholem. Posmakowała go dla pewności i była przekonana, że to wino. Obrzuciła spojrzeniem jednak pozostałe kieliszki i stwierdziła, że to wszystko może być winem, skoro pachnie i wygląda tak znakomicie. Podniosła kieliszek do góry, dokonując wyboru.
- Ty i twoje człowieczeństwo powinniście pogadać. Wszystko tutaj jest krwią. Wampirzą. Moją.- uśmiechnęła się delikatnie i wyszła z kuchni, a za nią powlekła się pozostała grupa. Został Oscar i Eden. Ten młodszy niezręcznie spojrzał na nią.
- Jeśli napijesz się krwi wampira, a w przeciągu dwóch dni twoje życie będzie zagrożone...staniesz się jednym z nas.- wytłumaczył. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz