niedziela, 10 sierpnia 2014

6. Przegrana.

Hejka wampirki : )
(Pisany przy albumie Beyonce)
Ostatni rozdział skupiony był na nieodpowiedzialnym zachowaniu Claudii i jej porażce. Niech nie zwiedzie was nazwa rozdziału, bo nie o tej przegranej mowa. Do czego posunie się ludzka dziewczyna? I czy nie zrani się, by nie zostać "mordercą"? Z Oscarem łączy ją niesamowita więź, widzi w nim bratnią duszę, a nie brata snobistycznej wampirzycy. Ten rozdział poświęcony będzie w większym stopniu wampirom i Lottie, która ponownie popisze się wiedzą na temat mitologii i zada Claudii pewne pytanie. 
Pisze mi się bardzo przyjemnie i nie mam problemu z weną, kiedy wszystko mam rozplanowane. Wiem co ma być w danym rozdziale i wszystkim pisarzom/pisarkom polecam, aby napisały co ma być w danym rozdziale w punktach i potem można iść schematem. Nie ma wtedy nudnych rozdziałów i w każdym się coś dzieje (mam nadzieję, iż jest tak u mnie). 
Pytanie rozdziału szóstego: Co sądzisz o wampirzym świecie, przedstawionym przeze mnie? Zmieniłbyś coś? Uzasadnij swoją odpowiedź. 
Następny pojawi się tak jak zwykle, nie za szybko ale to z braku mojego czasu na pisanie. Mam dużo na głowie, a komputer w UK nie sprawuję się dobrze. Jeśli macie czas i lubicie pomagać, to udostępnijcie gdzieś mojego blogga i oczywiście zapraszam do komentowania. 
Miłego czytania, moje pijaweczki : ) Pozdrawiam i życzę wspaniałych wakacji! 




          Zdenerwowała się. Złość wypełniała ją całą. Nie mogła zostać wampirem, tym czego nienawidzi. Wolałaby umrzeć straszną śmiercią, niż stać się pijawką. Krzyknęła zbulwersowana i przewróciła kielichy z wampirzą krwią. Następnie przewraca krzesła i zrzuca wszystko z blatu. Oscar nie zrobił nic, Eden tak samo. Ten starszy stał ze skrzyżowanymi rękom i przyglądał się temu z rozbawieniem. W końcu to nie on będzie tym, czym nigdy nie chciał się stać. 
         Brunetka przewróciła stół i wbiła szybę w oknie, raniąc sobie rękę, ale nic sobie z tego nie zrobiła. Liczyło się tylko wyładowanie złości i zniszczenie czegoś, co po części należało do Lottie Teraz wie, że jej nienawidzi. Jest wyrachowana i okrutna, zupełnie jak jej ojciec. Mimo, że nie interesowała się mitologią grecką to ze szkoły wiedziała, iż Kronos zjadał swoje dzieci i okrutnie traktował żonę- Reję. Był tyranem i okrutnym Tytanem, nie możliwe, że nie przeniósł tego na swoją córkę.
          Z jednej strony okrutny i zły do szpiku kości Kronos, nie znający litości i miłości. Jednak z drugiej strony jest matka ziemi, wypełniona uczuciem- Gaja. Lottie jest wybuchową mieszanką, jest jak bomba zegarowa, która w każdej chwili może wybuchnąć. Nikt nie chciałby być świadkiem tej eksplozji, a zegar tyka coraz szybciej. 
         W końcu w kuchni pojawia się Paula i widząc chaos w niej panujący, spogląda złowrogim spojrzeniem na chłopaków i zjawiła się szybko przy brunetce, dotykając jej ramienia. 
- Claudia uspokój się! - krzyknęła i złapała ją za oba ramiona. Spojrzała w jej oczy, a źrenice stały się przezroczyste. Uśmiechnęła się lekko i ponownie kazała jej się uspokoić. Brunetka ostatni raz spojrzała na bałagan, który zrobiła w kuchni i wyszła razem z Claudią. Usiadły na kanapie w salonie. Oscar zjawił się chwilę po nich, a Eden standardowo zniknął. Na brzuchu i na udach miała dużo siniaków, ponieważ zeszła w dość nie kompletnym stroju ale teraz nie było to ważne. Mogła zmienić się w wampira w każdej chwili. A jeśli oni na siłę zrobią jej krzywdę, aby stała się jedną z nich? 
- Nienawidzę jej!- krzyknęła, kopiąc stolik do kawy, który miał cztery nogi. Pewnie został naprawiony albo wymieniony na nowy. 
- Uspokój się!- zawtórowała jej Paula, kładąc władczo ręke na nogach, aby przestała kopać wszystko co popadnie. 
- Claudia daj spokój, za dwa dni to minie i nie bedziesz musiała bać się o to czy zostaniesz wampirem.- dodał Oscar, ale zignorowała próby załagodzenia sprawy. Lottie zrobiła to specjalnie tylko po to, by zemścić się za wyzwiska w sali balowej. 
- Zrobiła to specjalnie! Jak to możliwe że z nią rozmawiacie!
- Ona nie jest taka, chciała pokazać ci, że musisz jej słuchać bo wie o wiele więcej od ciebie. Claudia szanuj ją, a ona będzie szanowała ciebie.
          Spojrzała na Oscara otępiałym wzrokiem. Jak ma szanować wampirzycę, która zabija gatunek, którym sama kiedyś była? Jak ma szanować kogoś, kto prawie zmienił ją w to czego nienawidziła? Porwano ją i uwięziono! Nie ważne, że dowiedziała się prawdy, mogli załatwić to mniej krwawo i brutalnie. Zemdliło ją na myśl o tym, że piła krew Lottie. Najgorsze jest to, że jej to smakowało. 
-Dziwka.- mruknęła, gdy w pokoju zjawiła się spokojna i opanowana blondynka. Uśmiechnęła się na obelgę, rzuconą w jej stronę. Dużo razy słyszała takie epitety określające jej osobę, ale nie bolało jej to. Sama znała swój charakter i nie będzie zmieniać go dla ludzi. Dla swojego posiłku.
          Brunetka zerwała się z miejsca, czego Paula nie mogła zauważyć. Zamachnęła się do Lottie, co ułatwiał jej wzrost. Przez chwilę myślała, że ma przewagę. Chciała uderzyć ją w twarz, ale ktoś złapał ją za nadgarstek i odciągnął do tyłu. Mocno. Szarpnęła się i spojrzała na Edena, który brutalnie ściskał jej rękę. Jego oczy przypominały teraz tęcze. Przewijały się wszystkie kolory. Nie mogła oderwać wzorku od jego twarzy, która była tajemnicza a zarazem piękna.
- Skręciłeś jej nadgarstek.- westchnęła blondynka.- Cały czas robi sobie krzywdę, co będzie jutro? Złamiesz nogę podczas schodzenia ze schodów?
- Musicie ją wszyscy bronić? Biedactwo samo tego nie potrafi?!- krzyknęła. Nagle po schodach zszedł król. Paula i pokojówki skinęli głowami, rodzeństwo nie zrobiło nic. Nie musieli okazywać mu szacunku za każdym razem, gdy go widzieli. Po prostu mieli go w sercach. 
- Co to za krzyki? Wasza matka martwi się o to co dzieje się na dole. Jest zmęczona i nie ma siły by zejść na dół, więc wysłała mnie. Z tego co wiem, panno Lerman, namieszała sobie pani już wystarczająco. Złamała pani daną mi przysięgę. 
- Nic nie przysięgałam.- warknęła i wyszarpała się z uścisku Edena, stając samodzielnie. 
          Uśmiechnął się łagodnie, zupełnie nie przypominając sukuba z ich ostatniego spotkania, gdy się nią pożywił i nie chciał zezwolić na obecność Edena  w zamku. Ale widocznie się zgodził. 
- Owszem, widocznie nie znasz zasad panującym w naszym zamku. Myślałem, że moja córka powiedziała ci je w całości.
- Gdyby można było z nią normalnie porozmawiać, to za tydzień zostałaby przewieziona do obozu w Rzymie albo w Paryżu, ale ona nie rozumie jakie niebezpieczeństwo może na nas wszystkich sprowadzić.
          Obrzuciła Lottie kpiącym spojrzeniem. Nie będzie słuchała kogoś takiego jak ona.
- Jesteś zadziwiająca, Claudio Lerman.- powiedział z błyskiem w oku i stanął obok niej, dotykając jej twarzy.- Zupełnie jak mężczyzna, który cię wychował.
- To mój tata.
- Jak wolisz.
          Odszedł kawałek i splótł ręce za plecami. Miał na sobie czarny garnitur i koronę na głowie. Ciekawe, czy zawsze musi w tym chodzić. Kiedy pierwszy raz go widziała był w dżinsach i bez niej na głowie. Obserwowała każdy jego ruch, jakby miał zaraz ponownie przygnieść ją do ściany i pożywić się. Wtedy na pewno wyssałby jej duszę, w końcu zwyzywała jego córkę.
- Mogłabyś przejść się ze mną? Chciałbym ci coś uświadomić. Wy moglibyście zająć się sprawami zamku. W końcu ja wszystkiego nie mogę robić, a ktoś będzie musiał podjąć władzę po mojej śmierci.- spojrzał na nich dumnym wzrokiem i poklepał Edena w plecy.
         Jakby już wiedział, kto przejmie po nim władzę. Dlaczego nikogo to nie dziwiło? Brunetka powolnym krokiem ruszyła za nim, wciąż ściskając zakrwawioną rękę.
- Zostałaś ranna. Jak to się stało?- weszli powoli na górę, kierując się w stronę pokoju uzdrowiciela. Zamiast tego skręcili  w prawo, w części której nigdy nie odwiedzała. Sama nie chodziła dalej niż do kuchni i salonu, nie licząc jednego wypadu do lasu. Całkowicie towarzyskiego.
- Po prostu rozcięłam sobie dłoń i skręciłam nadgarstek, nic takiego się nie stało.- mruknęła.
         Przepuścił ją w drzwiach. W środku było ciemno, a ją zaczynały przechodzić dreszcze. Może rzeczywiście chciał się nią tylko pożywić, a nie porozmawiać? Dobrze, że to nie boli, ale człowiek mizernieje i odbiera mu się to co w życiu najważniejsze. Nadzieję.
- Valerio, wiedziałem że cię tu znajdę.- w kącie siedziała mała dziewczynka. Bawiła się lalką, a na głowie miała kręcone, rudę włoski. Była blada. Była wampirem. Spojrzała na niego zdziwiona i odrzuciła lalkę za siebie, jakby zaraz miała zostać jej zabrana. Na jej pięknej twarzyczce pojawił się smutny grymas.
- Proszę, nie zabieraj mi lalki, byłam grzeczna.
- Nie zabiorę ci lalki, nie musisz się bać, twoja taty tu nie ma, nic ci się nie stanie. Ale musisz pomóc tej dziewczynie. Boli ją ręka.
          W sekundę dziewczynka znalazła się obok niej i przyglądała jej ranie. Jej oczy zmieniły odcień na krwistą czerwień, ale nie ugryzła jej. Dotknęła jej ręki, a po niej potoczyły się kropelki wody. Poczuła przyjemny chłód pomieszany z mrowieniem, aż musiała przytłumić ciche westchnięcie. Dziewczynka uśmiechnęła się do niej anielskim uśmiechem i podała malutką rączkę.
- Jestem Valeria, moim tatusiem jest Posejdon. A kto twoim?
- Ja nazywam się Claudia. Em moim... moim...
- Hermes, masz oczy jak on i głos! Lubię wujka Hermesa, często przynosi mi prezenty od tatusia.- podskoczyła szczęśliwa i zaklaskała w dłonie, a jej różowa sukienka podskakiwała razem z nią.- Wujku, a czy Claudia będzie mogła się ze mną pobawić?
- Muszę z nią porozmawiać, Valerio.
             Dziewczynka zrobiła smutną minkę i wróciła do kąta, by bawić się swoją laleczką.
- Pobawię się z tobą jutro, dobrze?
- Dobrze!
              Brunetka nie wiedziała, dlaczego zaoferowała jej zabawę. Musiała. Coś ją ciągnęło do tego, by poświęcić jej trochę czasu. Mimo że jest wampirem. Dzieci są cudowne i prawdziwe. Nawet kiedy piją krew. To wyjątek od reguły jej anty sympatii do wampirów. Uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. Obok niej pojawił się sukub.
- Valeria cię polubiła. Ostatnimi czasy bardzo mało czasu spędza na dole, bawi się sama albo z pokojówkami. Jest dla mnie jak córka.
- Dużo rzeczy jest dla Pana jak córka.
- Henry. Mów mi Henry. Będzie łatwiej.
                Skinęła głową. Spacerowali własnie po najdłuższym korytarzu jaki miała zaszczyt oglądać.
- Nie traktuj tak Lottie. Nie osądzaj jej. Nie robi nic specjalnie, ale rodzin traktuje jak świętość. Rodzeństwo jest dla niej wszystkim, więc chcę ich chronić. Jest najsilniejsza, kto by się spodziewał po tym co ostatnio przeszła.
- A co przeszła?
- Nie mogę o tym mówić. Jeśli sama o tym nie powie, ja też tego nie uczynię.
                Westchnęła cicho.
- Dlaczego nie chcesz jej wysłuchać? Przydałaby ci się choć odrobina jej wiedzy, nie czułabyś się taka zagubiona.
                 No tak, sukuby czują uczucia innych. Nie zawsze im się to podoba, bo mają szum w głowach. No i wyczuwają odczucia innych w stosunku do samych siebie.
- Nakarmiła mnie swoją krwią! Wie, że nigdy nie chcę stać się wampirem a mimo to dała mi swoją krew!
- Nie specjalnie.- mówił spokojnie. Jak Lottie. Ale był od niej o wiele milszy.
                Claudia przewróciła oczami.
- Słuchaj, powiem tylko tyle, że jest kochana i na prawdę mądra. Musisz dać jej szansę. Daj nam wszystkim szansę, bo chcemy ci pomóc. Zaufaj.- położył jej rękę na ramieniu i zniknął.

                Skoro Lottie jest taka dobra w stawianiu wyzwań i zakładaniu się, to niech zrobi to ponownie. Ta sztuczka z krwią nie powinna być brana pod uwagę, kiedy jest człowiekiem i pierwszy raz na oczy widziała taką ilość wampirzej krwi. Nie wspominając o fakcie, że ojciec wpajał jej, iż jest ona czarna, a nie czerwona. Wykąpana i ubrana zeszła żwawo na dół. Valeria leczyła za pomocą wody. Jej ojcem jest Posejdon, bóg mórz- stąd ten dar. Widocznie uleczyła nie tylko jej rękę ale i nogi, bo mogła chodzić i biegać bez problemu. Z delikatnym uśmiechem wkroczyła do salonu. Oscar leżał na kanapie z ręką na talii jakiejś blondynki. Po chwili rozpoznała w niej Lottie. Fernando usnął na fotelu, a Edena nie było. Spali. Autentycznie zasnęli przed telewizorem. Odchrząknęła cicho. Wampiry mają znakomity słuch, więc wiedziała że to ich obudzi. Tak się również stało. Lottie spojrzała na nią zaspanym i obojętnym wzrokiem i wstała ze swojego brata. Miała odbite jakieś rysy na policzku, ale pogładziła je i zniknęły.
- Zagadka. Chcę.
- Co?- spojrzała na nią wciąż zaspana i wstała na nogi.
- Skoro umiesz się zakładać to zagrajmy w twoją grę i zadaj mi pytanie, na które znasz odpowiedź. Jeśli zgadnę to mnie wypuszczacie, jeśli nie to tu zostanę.
               Ułożyła usta w dziubek i zastanawiała się nad tym pomysłem. Fernando przyglądał się temu w skupieniu, a Oscar dalej spał. Albo udawał że śpi i wszystko słyszał. W tym momencie obchodziło ją jedynie wygranie zakładu z Lottie.
- Jeśli zgadniesz to możesz iść, a jak nie to nie tylko tu zostaniesz ale i posprzątasz kuchnie.
- Zgoda.- wyciągnęła do niej rękę, co zdziwiło wampirzycę. Widocznie tego zwyczaju nie znała. Punkt dla Claudii.
- Słyszałaś kiedyś o lwie, który strzegł wejścia i zadawał ludziom jedno pytanie? Jeśli nie zgadli to nie weszli ale i zostali zjedzeni. W końcu zagadkę odgadł Perseusz, a lew musiał rzucić się z góry.
- Nie słyszałam.- mruknęła i od razu tego pożałowała. Jej szansę na wygraną coraz bardziej się zmniejszały. Do tego nie miała ochoty sprzątać krwi Lottie i wszystkiego co narobiła jednego dnia.
- Co to za zwierzę, które rano chodzi na czterech nogach, w południe na dwóch, a wieczorem na trzech?
                Fernando uśmiechnął się kpiąco. Nie znała odpowiedzi na to pytanie. Mogła od razu zrezygnować, ale przynajmniej udawała, że się zastanawia nad odpowiedzią. Żałowała, że nie interesowała się mitami greckimi i że wcześniej nie poznała odpowiedzi na to pytanie. Ale blondynka doskonale wiedziała o jej nie wiedzy, inaczej nie zapytałaby.
- Idę sprzątać kuchnię. Ale najpierw chcę poznać odpowiedź.
- Jak posprzątasz. Może sama się domyślisz. Wiedz tylko, że i tak jest już za późno. Miłego dnia. Fer, obudź Oscara i powiedz żeby posprzątał opakowania po pizzy.
                Powiedziała miękko do brata i odgarnęła przedramieniem włosy z twarzy.

                Sprzątanie zajęło jej ponad cztery godziny. Dwa razy prawie zwymiotowała, patrząc na plamy krwi i zbite kielichy. Zastanawiała się również nad odpowiedzią i coś jej świtało. Odpowiedź była bliżej, niż jej się wydawało. Kiedy zobaczyła mijającą ją wampirzycę, zrozumiała o co jej chodziło. Dwa razy wystawiła jej ludzkie instynkty na próbę. Chciała ją upokorzyć i wprowadzić w zakłopotanie. Nie ważne, że jej wyszło. Ważne, że domyśliła się. Starła ostatnie zabrudzenie na blacie i pobiegła za blondynką. Zmierzała właśnie do pralni, chyba szła po pokojówkę. Claudia szczerze wątpiła, by księżniczka prała. Na pewno tego nie robiła. Złapała ją za brzeg białej, o rozmiar za dużej koszulki i pociągnęła. Dziewczyna ani drgnęła, ale odwróciła się. Skrzyżowała ręce na piersi.
- Człowiek.- powiedziała twardo Claudia.
- Brawo, ludzka istotko. Jak się domyśliłaś?
- Zgadłam. Po prostu.- wzruszyła ramionami.- Ale powiedz jaki to ma sens? Z tym chodzeniem na ilu nogach?
- Rano jest dzieciństwem, kiedy człowiek raczkuję. Południe dorosłością, gdy człowiek chodzi na dwóch nogach. A wieczór starością, bo człowiek chodzi za pomocą laski.
- Jak Perseusz to zgadł? To cholernie trudne.
- Perseusz był bardzo mądry. Podobny do ciebie.
                  Odwróciła się i chciała odejść, ale brunetka zastąpiła jej drogę. Nie mogła uciekać i ignorować jej pytania, kiedy Claudia chciała poznać odpowiedzi za wszelką cenę. Była coraz bardziej ciekawa i akceptowała swój los. Zaczynało jej się to podobać.
- Dlaczego?
                  Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała w jej oczy.
- On też podejmował decyzje instynktownie.

                   Noc. Noc jest od przemyśleń. Noc jest od myślenia o życiu, od podejmowaniu decyzji. Gdyby Luke nie chciał jej zrobić krzywdy, nie wyszłaby wtedy z domu. Ale czy nie złapali by jej wcześniej? Nie uwięziliby jej później, przy pierwszej lepszej okazji gdy wyszłaby wieczorem do sklepu albo do przyjaciółki? Veronica... Tęskniła za nią. Chciała opowiedzieć o wszystkim, wypłakać się w jej ramię. Dlatego znalazła się w tym cholernym busie. Gdyby nie znaleźli kogoś innego do sprzedawania frytek w KFC to byłaby na wolności. Ale z drugiej strony nie poznałaby swojego losu i żyłaby w przekonaniu, że jej ojciec jest z nią szczery. A przesadził. Okłamywał ją przez cały czas.
                  Czy Perseusz zadziałałby instynktownie i ponownie spróbowałby uciec? Nie pomyślała dłużej. Zrzuciła z siebie kołdrę, założyła buty i w piżamie ruszyła do drzwi. W nocy wejście nie jest pilnowane, i tak nikt tutaj nie wejdzie. Z wyjściem nie ma raczej zbytnich problemów. Zamknęła delikatnie drzwi od swojego pokoju i ostatni raz spojrzała na ten korytarz. Musiała poznać odpowiedzi, ale pozna je w domu. Nawet jeśli oznacza to konfrontację z bratem i ojcem.
                  Było ciemno, nie wiedziała praktycznie niczego. Po schodach schodziła na czworakach, siedząc na nich i zsuwając się. Nie mogła zbiec jak ostatnio, wtedy narobiła wystarczająco hałasu by zostać złapana. Zadowolona wstała i chciała iść w stronę wyjścia, ale odbiła się od czegoś twardego. Czyżby powtórka z rozrywki, panno Lerman? Spojrzała w górę, oczekując się widoku Oscara, ale ona zobaczyła Edena. Stał z założonymi rękami. Taki idealny.
- Mam rozumieć, że wybierasz się na nocną przechadzkę po lesie? Ewentualnie na bieg sprintem do autostrady oddalonej ponad 30 kilometrów stąd?
- Ja.. przepraszam.- wymamrotała, zagubiona  w jego fiołkowych oczach. Nie wiedziała dlaczego, ale nie widziała w nich obrazu Lottie. Widziała coś zupełnie nowego. Jej serce prawie wyskoczyło z piersi, co doskonale słyszał brunet. I podobało mu się to.
- Wydaję mi się, że powinnaś pójść do siebie.
- Kiedy ja nie chcę.- tupnęła nogą. Nie spodziewał się jej tak nieprzemyślanego ruchu. Za chwilę niósł ją do sypialni, zupełnie tak jak wtedy Oscar. Ale on się nie śpieszył i nie rozmawiał z nią. Nie dał posłuchać bicia swojego serca. Ledwo słyszalnego, ale jednak. Spojrzała w górę, jednak przez ciemność nie widziała nic. A on poruszał się pewnie.
- Opór niczemu nie pomaga.
- Nie będę robiła tego czego chcecie.- wyszeptała, dotykając dłońmi jego klatki piersiowej. Czuła się coraz pewniej. Nie przeszkadzało jej to. Jęknął cicho i położył ją na łóżku. Pociągnęła go za sobą, ale ten się nie ruszył. Popatrzył w jej ludzkie oczy.
- Nie.
- Nie lubisz mnie.- stwierdziła cicho, ze smutnym wyrazem twarzy.
- Nie prawda. Nie możesz przebywać w moim towarzystwie sama. To niebezpieczne.
- Dlaczego?
                 Pragnęła dowiedzieć się, dlaczego jest taki tajemniczy. Chciała odkryć jego sekret. Wszystko inne zeszło na dalszy plan, gdy zjawił się on.
- No to niebezpieczne. Nie zadawaj pytań tylko śpij.
- Kiedy ja chcę żebyś tu był.
                  Przygryzł kłem dolną wargę, a jego oczy wyglądały jak krew. Były idealnie czerwone. Usiadła i odgarnęła włosy z szyi. Nie była sobą przy kimś takim jak on. Prowokacyjnie przechyliła głowę, uwydatniając długą szyję. Serce biło jej bardzo mocno, a puls przyśpieszył. Wzrok Edena powędrował w stronę żyłki na jej szyi. Zacisnął szczękę i momentalnie zjawił się przy niej.
- Nie chcesz tego.- wymruczał ostrzegawczo.
- Chcę tego jak niczego innego wcześniej.
                  Spojrzał na jej szyję i oblizał pełne wargi. Bez ostrzeżenia wbił kły w pulsującą żyłę. Krzyknęła cicho, a jego już nie było. Z śladu po ugryzieniu kapały kropelki krwi, a on jej nie wypił. Powróciła ta Claudia, która zadała sobie pytanie. Co ona do cholery zrobiła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz